Ile jesteś wart? 1/2

(Zmodyfikowana, poprawiona i ostateczna wersja rozdziałów. W oryginalne, pierwotnej wersji było 15 chapterów, podzieliłam je - a żeby było równo - na 10. Dzięki temu są mniej-więcej  jednakowej długości. Całość zajmuje 62 strony w Wordzie. Jeśli ktoś chce mogę ją również wysłać przez e-maila.)




Osiemnastoletnia Roberta Blanco poznaje przez Internet jedną z największych
gwiazd muzyki pop Harry'ego Stylesa. Przyjaźń na odległość rozwija się.
Harry zaczyna rozumieć, że to co czuje do internetowej przyjaciółki
to coś więcej niż chwilowe zauroczenie.
Szalona nastolatka jest nękana przez „demony przeszłości” w osobie Giovanniego.
Wybory, które Roberta dokonała w przeszłości zostaną ukarane.
Harry postara się pomóc dziewczynie, dając jej swoją miłość.
Nawiedzone fanki, które chcą mieć Harry'ego tylko dla siebie,
Giovanni, który posuwa się do coraz groźniejszych czynów,
przyjaciele, którzy potrzebują pomocy, rodziny, które oczekują wsparcia.
Czy Roberta i Harry się w tym odnajdą? Czy ich miłość przetrwa?


Rozdział 1

Alicante, 2013 r.

Roberta Blanco przeklęła się w duchu.
Poprzedniego wieczoru zabalowała ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami Lupitą Olmos i Maite Paz, więc poranne słońce działało jej na nerwy. Przekręciła się na drugą stronę, jednak promienie odbijały się od wielkiego lustra naprzeciw okna.
Zaklęła i przycisnęła twarz do poduszki.
           Po chwili zaczęło jej brakować powietrza, ponownie warknęła i unosząc głowę spojrzała na zegar wiszący na ścianie. 7:00. Jak na potwierdzenie zadzwonił budzik. Szybkim ruchem Rob wyłączyła natrętną melodyjkę. Zsunęła z siebie kołdrę i stanęła na przeciw ogromnego lustra. Oznaki nocnej imprezy były „namacalne”.
           
Super – mruknęła pod nosem, gdy potarła dłońmi przemęczoną twarz.
Pozbywając się ubrania Roberta, szła w kierunku łazienki. Weszła pod prysznic i pozwoliła ciepłym kropelkom wody spływać po jej nagim ciele. Gdy usłyszała dźwięk telefonu, szybko owinęła się niebieskim ręcznikiem i w kilku susach znalazła się przy komórce. Lupita.
- Żyjesz? - Zapytała Lupe.
- Chyba...? A ty?
- Masakra totalna. Rodzice mnie teraz na krok z domu nie puszczą. Jeszcze dziś idę do spowiedzi..
- Jezuu... -  Zaśmiała się Roberta. - Ja miałam spokój. Mama nocowała z Lolą w Costa Blanca, a tata jest tym razem w Londynie w interesach.
- To jest nie fair!
- Moim zdaniem jest jak najbardziej w porządku. Ej, kończę, bo muszę się ogarnąć.
- Ja też! Trzymaj się - kiedy Lupita się rozłączyła, Roberta podeszła do drewnianej szafy i wyjęła z niej obowiązkowy, szkolny mundurek.
Kiedy była już ubrana, wysuszyła długie, czarne włosy z zielonymi pasemkami, a przydługą grzywkę zaczesała do tyłu i podpięła spinką. Wykonała kredką kreskę na oku, dzięki której tęczówki wydawały się prawie czarne. Przypudrowała mały nosek i wzięła się za zakładanie kolczyków i bransoletek.
W kuchni chwyciła jabłko i usiadła na blacie, przeglądając Twittera w telefonie.
Kilka nowych obserwujących, kilka nowych interakcji... Nic ciekawego, codzienność. Wrzuciła ogryzek po jabłku do kosza, telefon do szkolnej torby i zaczęła biegać po domu w poszukiwaniu kluczy.
„Co za kretyn wymyślił wielkie domy?” - warknęła w myślach.
W końcu znalazła klucze, ukryte pod sofą w salonie, zamknęła drzwi i udała się na przystanek autobusowy.
- Hej niuniu - Roberta poczuła, jak ktoś ciągnie ją za rękę i cmoka w policzek.
Ujrzała uśmiechniętą twarz Maite okoloną burzą blond włosów.
Perfekcyjny makijaż zdobił jej twarz. Roberta podziwiała koleżankę, która musiała wstawiać wcześnie rano, by umalować się i ułożyć włosy. Obowiązkowy szkolny mundurek nosiła niczym kreacje od najpopularniejszych projektantów.
- Co tam kochanie? Pełna życia jesteś?
- Mam twardą głowę - zachichotała Paz.
- No tak. Ja i Lupe...
- Lupe jest najstarsza i najmniej doświadczona, jednak jest najbardziej uduchowiona, ale po tobie spodziewałam się czegoś innego - przerwała jej Maite.
- Chyba zapomniałam jak się imprezuje - odparła szczerze Rob. Przez ostatni rok, Roberta, unikała imprez...
- Wiem, ale przypominasz sobie coraz bardziej - uśmiechnęła się Paz.- Lupe niedługo do nas dołączy.
- Jak minie jej wieczny szlaban i Bóg odpuści grzechy - odparła Roberta i weszła do autobusu, który właśnie podjechał.

W tym samym czasie, Londyn.

Harry Styles, nie zważając na pogodę, która była iście londyńska wyszedł na spacer. Miał nadzieje, że nie nadzieje się na żadnego z dziennikarzy, którzy ostatnio dawali mu się we znaki. Krople deszczu spływały po jego kurtce i lokach. Mocniej przycisnął do ciała okrycie, jednak to nic nie dało. Szare liście opadały na szare uliczki... Czy życie wygląda tylko tak?
Co on, Harry, zrobił tym wszystkim ludziom, którzy tak go nienawidzili? Czemu z całego zespołu uwzięli się tylko na niego? To nie tak, że życzy komuś coś takiego, tylko... W czym on jest do cholery gorszy?
Miał dość momentów, kiedy czytając gazetę, czy przeglądając sieć znajdował wyzwiska pod swoim adresem. Czuł się wtedy jakby nie pasował do tego świata.
Styles przystanął i spoglądał jak krople deszczu uderzają o chodni.
- Cholera - szepnął do siebie, gdy zobaczył grupę ludzi z aparatami, zbliżającą się ku niemu.
 Zaczęło się! Wyzwiska, szarpanie.
 - Hej, Harry! - krzyknął ktoś.- Jak to jest być męską dziwką?
 - Jak zdechniesz, nikt za tobą nie zapłacze - dodał ktoś inny.
 - Cierp, tak jak te wszystkie inne dziewczyny! - dorzuciła następna osoba.
 Powstrzymując łzy, Harry przeszedł na drugą stronę ulicy i szybkim krokiem oddalił się od natrętnych paparazzi.
O co im chodzi? Jakie dziewczyny, kogo on skrzywdził?
 Po kilku minutach marszu otwierał drzwi do mieszkania. Kurtkę rzucił na podłogę w korytarzu, dłonią przeczesał mokre włosy i udał się do salonu, skąd dochodziły go głosy przyjaciół.
           „Czy oni nie mają własnych domów?” – zastanowił się i zaczął żałować, że dał kolegą klucze i kod do swojego własnego zakątka.
            - Gdzie byłeś? - zapytał Zayn Malik, gdy tylko Styles pojawił się w pomieszczeniu.
Niall Horan, Liam Payne i Louis Tomlinosn siedzieli na kanapie, Payne trzymał laptopa na kolanach. Za nimi, o sofę, opierał się Malik.
Czy gdyby nie występ w X-factorze ich drogi połączyły by się? Byli tak różni.
          Ciemniejsza karnacja Zayna sprawiała, że każda kobieta uważała go za wyjątkowo seksownego. Lekki zarost dodawał mu kilka lat, a tatuaże i kolczyki pokrywające jego ciało nadawały mu wygląd „osiedlowego zbója”, mimo wszystko to właśnie Malik miał największe serce, był najbardziej opanowany.
Niall siedział z pudełkiem ciasteczek i opychał się nimi.
            „Nasza wersja Kudłatego z bajki o Scoobym.” – pomyślał Harry. Mimo, że przyjaciel jadł ile mógł, był szczupłym, wysokim blondynem. Tlenionym blondynem o niebieskich oczach.
            Hazza spojrzał na Liama... Na przestrzeni tych kilku lat, to właśnie Payne zmienił się najbardziej. Ściął swoje brązowe loczki, mając teraz fryzurę podobną do Justina Timberlake’a. Zmienił swój styl ubierania, jednak w środku pozostał tym opiekuńczym Liamem, którego poznali.
            Wzrok Stylesa zatrzymał się na Louisie, to właśnie z nim Loczek zaprzyjaźnił się najbardziej.
           Gdy dwie dziewczyny przyjaźnią się tak bardzo, że razem chodzą do ubikacji, przytulają się i mówią sobie o wszystkim, to jest ok. Kiedy jednak chodzi o chłopaków... Wtedy są oni uznawani za homoseksualistów.
           Taki los spotkał właśnie Harry’ego i Lou. Większość fanek była pewna, że „Larry is Real”, jednak kiedy żarty, wtedy żarty. Tak naprawdę ten wesoły i zawsze uśmiechnięty „Piotruś Pan” był najlepszym i najwierniejszym przyjacielem Stylesa.
- Poszedłem na spacer... - wyjaśnił Loczek przyklękając obok Zayna.
- Poszedłeś do Francji i z powrotem? - naigrał się Niall.
- Nie było cię kilka godzin...- odparł z wyrzutem Liam.
- To był tylko długi spacer, okej?- sprostował Styles i wywrócił oczami, gdy Lou zaczął teatralnie histeryzować i zastanawiać się, co też jego kompan wyczyniał.
         Wygłupy Tomlonsona przerwało pytanie Hazzy, który był ciekaw, co jego kumple robią.
- Przeglądamy obserwujących Liama - odparł Malik.
- I szukamy Niallowi laskę - zarechotał Louis, którego nie opuszczał dobry humor.
- Pilnuj El - Niall rzucił w Lou chipsem.
- A ta? - zagadnął Harry.
Liam włączył stronę z profilem dziewczyny z zielonymi pasemkami. Rob... Roberta. Obserwuje tylko Liama...
„Ładne imię” - pomyślał Loczek.
- Lubi Justina Ttimberlake’a i fotografię. Pozuje do zdjęć, gra na gitarze - wymieniał Payne. - Fajne ma zdjęcia - dodał i zaczęli przeglądać galerię dziewczyny.
„Faktycznie fajna galeria.. Śliczna ona jest...” - pomyślał Harry. –„@aburrida_ zapamiętaj...”
Kiedy chłopaki przeglądali tweety, Styles krążył myślami, gdzieś daleko.. No może nie tak daleko... Myślał o tym, co on zrobił tym wszystkim hieną dziennikarskim.
- Obserwujemy? - zagadnął Liam.
- Powysyłaj nam link do jej profilu - uśmiechnął się Lou.
- Harry'emu wpadła w oko - zachichotał Zayn. -  Ziemia do Hazzy!
- Co? - warknął Styles wyrwany z zamyślenia.
- Co się dzieje?- zapytał poważnie Liam. Wyczuł, że z przyjacielem coś się dzieje, że coś jest nie tak, jak powinno być.
- Znów do mnie doszli, gdy byłem na spacerze... - odparł Harry, a łzy pojawiły się w jego zielonych oczach. - Ja mam tego cholernie dość, kurwa...
- Ej, Harold... - chłopaki otoczyli Stylesa ciasnym kołem i mocno przytulili. -Póki jesteśmy razem, jesteśmy silni - odparł Lou.
- Mimo, że boli, przetrwamy - dodał Zayn.
- My cie kochamy - uśmiechnął się Niall.
- Dzięki chłopaki - na twarzy Harry'ego zagościł delikatny uśmiech. Do salonu weszła Eleanor.
            „Kolejna wchodzi jak do siebie.” – jęknął w myślach, jednak nie skomentował tego głośno.
- O proszę, trafiłam na zbiorowy uścisk? - zachichotała Els.
- Coś w tym stylu - wyjaśnił Liam. Louis podszedł do swojej dziewczyny i przytulił ją mocno.
„Póki jesteśmy razem, jesteśmy silni..”. - te słowa odbijały się echem w głowie Harry'ego.


Rozdział 2


Po zakończonych lekcjach Roberta usiadła na ławce w parku przed szkołą i czekała na przyjaciółki. Jak co piątek miały się udać na maraton po sklepach w centrum Alicante. Było to hobby Paz, która twierdziła, że po ciężkim tygodniu w szkole musi się zrelaksować. Zakupy najbardziej męczyły Olmos, nienawidziła piątkowych podbojów, jednak czas spędzony z przyjaciółkami był ważniejszy niż męczenie się.
Każda z dziewczyn uczyła się na innym profilu. Lupita była umysłem matematyczno − fizycznym, Maite męczyła się na humanistyce, a Roberta była artystyczną duszą, także zajęcia kończyły o innych porach.
            Wyciągnęła nogi i odchyliła głowę w tył, by móc przyjrzeć się chmurom. Białe obłoczki spokojnie płynęły po niebieskim niebie. Dziewczyna uśmiechnęła się, gdy zobaczyła chmurkę w kształcie serca.
            Przypomniało jej się, jak w dzieciństwie razem z ukochaną Babicą wyszukiwała właśnie takich. Estefania mówiła wtedy, że gdzie tam daleko, jest ktoś, kto widzi lub niedługo zobaczy dokładnie taką samą chmurkę. Ktoś kto stanie się w przyszłości „księciem z bajki” jej wnuczki.
− Hej Mała − obok Roberty pojawił się Poncho Martinez, jej najlepszy przyjaciel z piaskownicy, homoseksualista. Gdy już siedział obok dziewczyny, objął ją, a Rob oparła głowę o jego ramię. Poczuła, jak kilka niesfornych loków przyjaciela opada na jej czoło. Zdmuchnęła ciemne kosmyki.
− Co tam Duży? – Dziewczyna lekko odwróciła twarz, by móc spojrzeć Ponchowi w oczy.
− Masakra, babka od biologii nie daje spokoju. Nie wiem jak sobie poradzę na egzaminach...
− Masz jeszcze ponad pół roku Poncho. Dasz radę − Roberta starała się pocieszyć przyjaciela, postanowiła więc zmienić. − A jak Cristian? 
− Proszę cię... −  westchnął Poncho. − Totalna porażka... Rzucił mnie dla Diega z pierwszego roku. Jakbym był bluzką z zeszłego sezonu, jak to powiedziała kiedyś Maite.
− O, to nie za ciekawie...− przyznała Rob.
Wiedziała jak ważne są dla jej przyjaciela studia medyczne gdzie za granicą, najlepiej w USA, ale wiedziała również z jaką nienawiścią ludzie podchodzą do homoseksualistów.
A lo hecho, pecho. Opowiem ci dokładnie wieczorem − Poncho wysilił się na uśmiech. − Lecę, bo mam korki, a jak i to zawalę to będę wykładowcą chemii, ale w sklepie. Do siedemnastej! − pożegnał się, wstał i odszedł.
W tej samej chwili do Roberty podeszła Lupita. Ciemne, lekko falowane włosy luźno opadały na ramiona pokryte białą, bawełnianą koszulą zapiętą pod samą szyję. Ciemna marynarka zwisała, przewieszona przez błękitną torbę.
− Co mu, jakiś zmarnowany...? − zagadnęła na przywitanie Lupe, patrząc jak Martinez powolnym krokiem oddala się w dal.
− Cristian go rzucił – odparła Blanco. − Nie dziwmy się mu...
− No tak... Ale on ma przesrane...
− Dlaczego? Każdego kiedyś ktoś rzucił...
− Niby, jednak...
− Jednak co? – Blanco spojrzeniem ponagliła przyjaciółkę.
− My mamy większy wybór. Mało jest homoseksualistów... – odpowiedziała niepewnie Olmos.
Dziewczyny chwilę jeszcze plotkowały na temat facetów: który jest w ich typie, a który nie. Blanco jako swój ideał definitywnie określiła Justina Timberlake’a.
            Ach, gdyby go kiedykolwiek spotkała... Gdyby go dotknęła...
            „Zbyt grzecznie by nie było ” – stwierdziła w myślach.
Wesoły nastrój prysł, gdy rzuceniem torby i setką przekleństw Maite obwieściła swoje przybycie.
− Nienawidzę tej czarownicy od Hiszpańskiego − warknęła. Rob i Lupita zaśmiały się głośno. 
Paz była znana z tego, że to co pomyślała zaraz powiedziała, często nie zważając na konsekwencje.
− Spokojnie − Lupe opanowała się pierwsza. − Sądzę, że zakupy poprawią ci humor. 


Harry pod pretekstem drzemki wyrwał się z salonu, gdzie chłopaki robili kameralną imprezkę. Ostatnie, co teraz chciał to właśnie impreza. Udał się do swojego pokoju i usiadł na łóżku. Całe pomieszczenie było urządzone w czarnym kolorze, gdzieniegdzie przełamanym czerwonymi dodatkami. Przetarł twarz dłońmi i odrzucił niesforne kosmyki ciemnych loków. Sięgnął po również czarny laptop, który znajdował się po drugiej stronie wielkiego łóżka idealnie zasłanego.
− Szybciej... − warknął na komputer, czekając, aż program się uruchomi. 
− Chyba jesteś chory  − skomentował, gdy uruchamiał przeglądarkę internetową. 
− Muszę być chory, skoro gadam sam ze sobą – zaśmiał się nerwowo. 
Gdy tylko uruchomił Twittera zaczął poszukiwania dziewczyny. Po chwili przeglądał jej profil na portalu. Zdjęcia, tweety, obserwowanych... Wszystko.
„Że  też ona musi mnie zaobserwować, żebym mógł do niej napisać prywatną wiadomość...” − pomyślał, stukając palcami w tył ekranu. 


− Ale zarąbista kiecka! − zachwyciła się Maite i pognała w kierunku sukienki.
Roberta i Lupe wymieniły zmęczone spojrzenia i ruszyły za przyjaciółką.
Żadna z dziewczyn nie kochała zakupów tak, jak blondynka, nie chciały jednak sprawić przykrości koleżance, więc  zgadzały się na piątkowy maraton po sklepach. Mimo to po kilku godzinach bezsensownego łażenia, obie miały dość.
− Jest świetna, ale nie mają mojego rozmiaru... – westchnęła Paz i podała sukienkę Lupe. − Za to jest twój. Będziesz w niej świetnie wyglądać. 
− Pogięło cie? Przecież to bluzka! − powiedziała Lupita, przyciskając ubranie do ciała. 
− Masz świetne nogi − przekonywała Blanco. − Nikt nie kazał ci chodzić w sutannie...
− Roberta, nawet ty przeciw mnie?
− Wybacz kochanie, ale Maite ma racje − uśmiechnęła się Rob. − Chociaż przymierz... − poprosiła. Lupe, niechętnie, udała się do przymierzalni. 
Po chwili przyjaciółki zobaczyły ją w krótkiej, turkusowej sukience z czarnym paskiem, na którym naszyte były ćwieki. Pasek podkreślał talię dziewczyny. Dziewczyna szła, obciągając sukienkę w dół. Bezskutecznie...
− Wyglądasz świetnie... − uśmiechnęła się Roberta, podziwiając przyjaciółkę.
− W sam raz na dzisiejszą imprezę... − zachichotała Maite. − Robercie odpuszczam, bo babcia i Poncho, ale ty musisz ze mną iść...
− Nigdy! Mam szlaban na wyjścia do końca życia. Zresztą dziś wieczorem idę do kościoła z rodzicami i Lucie − odparła Olmos. 
− No bez jaj... Mam iść sama?
− Życie − odparła Rob. − Poradzisz sobie bez nas − dodała.
Lupita ponownie zniknęła w przebieralni, gdy wróciła miała na sobie swoje ubranie, a w ręku sukienko − bluzkę. 
− Możemy iść − uśmiechnęła się Lupe z nadzieją, że przyjaciółki zapomniały o ciuszku.
− Do kasy... − dokończyła Roberta i wzięła sukienkę od przyjaciółki. − Biorę ją − uśmiechnęła się do kasjerki. 
Kiedy kobieta pakowała sukienkę, Roberta wyjęła pieniądze z portfela. Podała kasjerce należną sumę, a sama, wziąwszy pakunek, odeszła w kierunku przyjaciółek.
− Proszę bardzo − uśmiechnęła się i podała Lupicie torbę.
− Zwariowałaś? − odezwała się Lupe.
− Nie − odparła krótko Roberta. − Mam dziś dzień dobroci. Zresztą mama wykonała nowe zlecenie, a skoro dla siebie nic nie znalazłam, to zrobię ci malutki prezencik − Maite zachichotała. 
− Teraz musisz ją wziąć − dodała Paz.
− Kocham was... − Olmos przytuliła przyjaciółki. 


„Dalej nic...” − pomyślał Harry, nerwowo przeglądając twittera... Zamknął laptopa i wrócił do salonu, gdzie oprócz Eleanor, była też Sophie − dziewczyna Liama i Perrie − dziewczyna Zayna.
− Hej piękne − przywitał się Styles i usiadł na kanapie obok Nialla. - Przejdziesz się ze mną? Muszę ochłonąć... − zapytał półszeptem.
Horan przytaknął. Przyjaciele podnieśli się i ruszyli do wyjścia, rzucając reszcie krótkie „Wychodzimy!”. 
− Co jest, stary...? − zaczął Horan, gdy po półgodzinnym marszu Harry dalej milczał.
− Nie sądziłem, że tak będzie wyglądać moje życie, gdy przeszliśmy w X− factorze, jako zespół − zaczął Harry.
No siempre las cosas salen como se quiere − odparł Niall po hiszpańsku. 
− Jakbyś powiedział po francusku, to bym zrozumiał...
− Sądzę, że nawet po angielsku byś nie zrozumiał... Za bardzo przejmujesz się opinią innych Harry. Wiem, że to trudne, nie myśleć co inni o nas mówią. Szczególnie, kiedy mówią źle, jednak... Nie bierz wszystkiego tak do siebie. Ci co powinni wiedzieć, jaki jesteś, wiedzą to...
− Kończyłeś kursy filozoficzno−psychologiczne?
− Coś w tym stylu − zaśmiał się Horan. 


− W takim razie poprosimy małą pizzę ze wszystkimi dodatkami − uśmiechnęła się Roberta do kelnera, jednak ten 'pożerał' wzrokiem Poncho'a. Z wzajemnością. Zrezygnowana Roberta oparła głowę o stół i czekała... Czekała... A przyjaciel i kelner pożerali się wzrokiem. 
− Wymieńcie się numerami telefonów i zjedzmy coś wreszcie, albo wychodzę! − Roberta trzasnęła dłonią w stół, aż Poncho i jego wielbiciel podskoczyli...
− Więc, co pod...
− Mała ze wszystkimi dodatkami, dwie bezy i dwie kole − Roberta szybko złożyła zamówienie. 
− Musiałaś przerwać? − westchnął Martinez.
− Ja się najem, a wy w tym czasie będziecie dalej flirtować − odparła Rob. Kelner zaś, razem z zamówieniem dostarczył do ich stolika, kartkę z numerem i imieniem. Ignacio. 
− Czyli... Zły humor po Cristianie miną bezpowrotnie? − uśmiechnęła się przeżuwając kolejny kawałek pizzy, w czasie, kiedy Poncho ciągle obgryzał ten sam kawałek.
− Jedz tą pizzę. Ignacia zjesz, jak będziecie sami − zachichotała.


− O, cześć Danielle − uśmiechnął się Niall, gdy podczas spaceru z Harrym, natknął się na byłą dziewczynę Liama. 
Danielle Peazer byłą przesympatyczną osobą, więc żaden z chłopaków nie mógł zrozumieć, czemu ona i Liam sie rozstali. Żaden też nie miał odwagi, by spytać o to Payne. Mimo wszystko, Harry, Niall, Zayn i Louis, razem ze swoimi dziewczynami mieli z nią dobry kontakt.
Ciemniejsza karnacja i ciemne loczki, okalające jej twarz sprawiały, że wyglądała młodo i dziewczęco.
− Cześć chłopaki − przywitała się. − Jak tam przygotowania do nowej płyty? − zagadnęła. 
− Wszystko jest już dopinane na ostatni guzik − uśmiechnął sie Harry.
− A co u ciebie? − odbił piłeczkę Niall.
− Wszystko po staremu. Mam strasznie dużo prób teraz, Lady Gaga jest strasznie wymagająca jeśli chodzi o układy taneczne... Nie mam czasu, żeby odpocząć... − odparła.
 Widać było po niej, że jest zmęczona. Opuchnięte i zapewne zaczerwienione oczy ukryte były pod perfekcyjnym makijażem, jednak kiedy Styles i Horan przyjrzeli się jej dokładniej, domyślili się, że dziewczyna wyspała się ostatnio wieki temu.
− Oj, więc może usiądziemy gdzieś na herbacie i ciastku? − zaproponował Niall. − Szczególnie na ciastku – Harry i Dan zaśmiali się. 
− Pod warunkiem, Niall, że zjesz moje − zachichotała Peazer. − Jestem na diecie − wyjaśniła po chwili.


Po kolacji z Poncho, Roberta udała się autobusem do Walencji, do babci Estefani Esperanza. Blanco spędzała u babci każdy weekend. Estefania była dla niej najważniejsza w życiu. Roberta ufała kobiecie ponad wszystko.
Kiedy wreszcie dojechała do Walencji, wysiadła na odpowiednim przystanku i ruszyła w kierunku domu babci.
Nacisnęła klamkę, jednak drzwi były zamknięte. Kolejny raz, tego samego dnia, Roberta poszukiwała kluczy. Tym razem musiała wyrzucić całą zawartość torby, by znaleźć pęczek kluczy.
Gdy wreszcie dostała się do środka, jej babcia spała na sofie w salonie. Roberta uśmiechnęła się czule na ten widok. Z szafy obok kominka wyjęła koc i przykryła nim Estefanie. Po chwili podeszła tam znów i wrzuciła kilka kawałków drewna do ognia. Wróciła po torbę, którą zostawiła w korytarzu i wyjęła z niej laptop. 
Roberta wróciła do miejsca przy kominku i usiadła wygodnie na fotelu naprzeciw. Włączyła komputer i od razu przeszła do Twittera. Uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, że przybyło jej kilku nowych obserwujących. 
Był w nich Harry Styles... Roberta uśmiechnęła się pod nosem.
„Czuję się popularna. Wszystkie faneczki mogą mi zazdrościć” − zachichotała w myślach.
 Chwilę zastanawiała się czy dać follow back temu marnemu piosenkarzowi, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Gdyby to był Justin Timberlake...


− Chcesz ją teraz zaspamować? − upewniła się Danielle. 
Siedzieli w rogu malutkiej, przytulnej kawiarenki, skąd mieli widok na London Eye i całe pomieszczenie. Popijali gorącą czekoladę i zajadali się ciastem, wymieniając się nowinkami z życia prywatnego, jak i plotkami.  
− Głupi pomysł, tak? − upewnił się Harry. 
− Może Liam do niej napisze − zaproponował Niall, po chwili gryząc się w język. Chyba nie powinien wspominać o Payne’ie przy jego byłej dziewczynie, prawda?
− Zaspamuj ją! − zachichotała Dan. − Będzie tak bardziej romantycznie − dodała już poważnie. 
− Serio?! − zapytali chłopcy jednocześnie. 
− Uhm, no tak − potwierdziła. − Miłość przez Internet, oboje są tak daleko od siebie, jednak ich uczucie przełamuje wszystkie przeciwności losu... Bla, bla, bla – zakończyła poetycko Peazer. 
− Ty lepiej zjedz to ciastko, bo ci chyba mózg nie pracuje − odparł Niall poważnie, a Danielle i Harry zaśmieli się głośno. 

− Obudziłaś się sama, czy byłam za głośno? − Roberta postawiła na stole miskę z Marmita de bonito
− Zgłodniałam, więc chyba w porę się obudziłam − uśmiechnęła się Estefania. Jej twarz nadal była piękna, mimo że ukryta pod siateczką zmarszczek. Cienkie, siwe włosy upięte były w koka. − Pięknie pachnie − skomentowała, kiedy usiadała do drewnianego stołu. 
− Starałam się − odparła Roberta, podała babci talerz i usiadła obok. − Jak się czujesz? 
− Mogło być lepiej − odparła staruszka, jedząc zupę. 
− Brałaś leki? − upewniła się dziewczyna. Estefania przytaknęła. −  A insulina? −  kolejne przytaknięcie głową. 
Babcia była bardzo chorą kobietą. Przeszła w życiu kilka zawałów, chorowała na cukrzycę, miała poważne problemy z sercem i nerkami. Co dwa dni kobieta jeździła na dializy, gdyż bez nich jej nerki praktycznie nie funkcjonowały.
− Nie wzięłaś insuliny, prawda? − westchnęła Rob. − Spałaś cały dzień? Jadłaś coś? Jak było na dializach?
− Despacito se ca lejos.* 
− Babciu! Ja się nie śpieszę! 
− Zadajesz tyle pytań naraz, że byłam pewna, że wracasz zaraz do domu... – uśmiechnęła się staruszka.
− Sama wiesz, że tu jest mój dom − odparła Roberta, zbierając talerz. 
Była pewna, że Estefania nie jadła nic tego dnia. Może suche bułki, które notorycznie zjadała. Jakby nie było innych potraw na świecie.
− Chodź, pościelę ci łóżko i pójdziesz spać. Jutro przychodzi lekarz − przypomniała dziewczyna. 
Szybko przygotowała łóżko babci, pomogła jej się umyć i przebrać w piżamę. Kiedy staruszka już leżała na łóżku, Roberta położyła się obok. Estefania patrzyła na wielki portret ślubny, który wisiał na ścianie naprzeciw. 
Delikatne światło lampki, która znajdowała się w rogu, oświetlało pomieszczenie.
− Jaki ten Antonio był we mnie wpatrzony − szepnęła, bawiąc się pierścionkiem który znajdował się na serdecznym palcu Roberty. Pamiątka rodziny Esperanza. 
− Kochał cię... 
− Pamiętasz go? 
− Wiesz. Nie powinnam... W wieku czterech lat nie ma się rozwiniętej pamięci długoterminowej, jednak... Pamiętam jego tatuaż na prawej ręce, ale co to było... Nie mam pojęcia. Pamiętam też jak pachniał. Takie dziwne perfumy. Tęsknie za nim − odparła Roberta, powstrzymując łzy.
− Kiedyś ci powiem, co to był za tatuaż − uśmiechnęła się Estefania. 
Roberta pocałowała babcię na dobranoc i zeszła na dół. Usiadła na swoim ulubionym miejscu, czyli w fotelu naprzeciw kominka, wzięła włączony już laptop i położyła sobie na kolanach. Kilka nowych obserwujących... 
„Wow, co jest?” − pomyślała, gdy zobaczyła, że Liam Payne z One Direction dał jej follow back. 
Sprawdziła interakcje. Sprawdziła obserwujących i sama nie wiedząc czemu, zaobserwowała Harry'ego z 1D. 

− Starczy mi spacerów na najbliższe dziesięć lat − mruknął Niall.
Wracali już z Harrym do domu, gdy...
− Boże! − chłopaki usłyszeli ogłuszające piski, swoje imiona. 
Po chwili obok nich stały fanki. Zdjęcia, autografy, kilka pytań i byli wolni. 
− Czy to nie jest cudowne? − uśmiechnął się Niall. Uwielbiał, gdy spotykali fanki. Zawsze potrafiły ich pocieszyć i przekazać im niesamowicie silą energię i chęć do działania.
− Jeśli wygląda tak, to jest. Kiedy napada na ciebie paparazzi i wyzywa, to już nie jest cudowne − odparł Harry. 
Weszli do domu, w którym było zadziwiająco cicho. Niall i Harry zastali w salonie  Liama. Siedział z telefonem w ręku i pisał z kimś zawzięcie. 
− Z kim nawijasz? − zagadnął Niall i usiadł na sofie obok przyjaciela. 
Harry zajął miejsce naprzeciw chłopaków i odchylił głowę do tyłu, a nogi wyciągnął przed siebie. Salon był pomieszczeniem, urządzonym w innym stylu niż jego sypialnia. Kremowe ściany i podłoga kontrastowały z ciemnobrązowymi meblami. Wielkie okno naprzeciw, którego znajdował się kominek,  umożliwiało podziwianie Tamizy. Kiedy Harry był zmęczony ciągłymi próbami, wychodził na taras, opierał się o barierkę i wsłuchiwał w usypiający monolog rzeki.
− Z Danielle – odparł, przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni. − Tęsknię za nią − bąknął Payne. 
− A Sophie? – Harry ogarnął się pierwszy. Uważnie przyglądał się koledze.. 
− Nie czuję… − zaczął Liam. − My nie. Nie jesteśmy dla siebie... 
− Kochasz Danielle? − zapytał Niall. 
− Tęsknię za nią − powtórzył Payne. 
− Zastanów się poważnie nad wszystkim. Nie możesz się tak nimi bawić. I... Nie wplącz się w kłopoty – odparł poważnie Styles.
− Chyba masz rację... − westchnął Liam. – Dobra, lecę do siebie, Niall, podwieziesz mnie?
Horan przytaknął. Pożegnali się z Harrym i wyszli. Chłopak zamknął na klucz frontowe drzwi i wprowadził kod alarmu. Udał się do sypialni, natychmiast rzucił się na łóżko i chwycił laptop. Szybko go włączył i przeszedł do Twittera. 
 „O mamo, zaobserwowała mnie!” − pomyślał i „po turecku”  usiadł na łóżku, laptop ustawił przed sobą. 
Szybko włączył wiadomości prywatne. 
@Harry_Styles: Cześć, miło Cię poznać. xo 
Kolejny raz nerwowo stukał palcami o spód komputera. 
− Odpisz... − powiedział bezgłośnie. W tym samym momencie w górnym roku, obok koperty pojawiła się cyfra „1”. 
@aburrida_: Yeap, wzajemnie. x 
@Harry_Styles: Zainteresowałaś mnie...;) 
@aburrida_: Czym?
@Harry_Styles: Osobowością.
@aburrida_: Miło mi. ;) 
@Harry_Styles: Opowiedz coś o sobie... 
@aburrida_: Zła, zepsuta... A Ty? 
@Harry_Styles: Miły, niezepsuty.;) 
@aburrida_: Tak czy siak- przeciwieństwo.
@Harry_Styles: Przeciwieństwa się przyciągają.
@aburrida_: Nie sądzę... 
@Harry_Styles: Nigdy nie mów nigdy. ;) 
@aburrida_: Filozof? ;> 
@Harry_Styles: Daleko mi do niego. ;) 

Roberta uśmiechnęła się, czytając te wiadomości... 
„Miły to on serio jest!” − pomyślała. 
Rozmowa ciągnęła się dalej. Kultura angielska i hiszpańska poznawały się wzajemnie. Zamiłowanie do muzyki, fakt − faktem, Harry nie grał na gitarze, jednak... Rob spojrzała na zegarek u dołu ekranu laptopa. Kurcze, siedzi tu już ponad sześć godzin! 
@aburrida_: Miło się gadało, ale muszę lecieć. U mnie już trzecia rano. ;) Dobranoc x 
@Harry_Styles: Miłych snów, Roberto. xo 

Harry wyłączył komputer i odstawił go na niską szafkę obok łóżka. Ściągnął z siebie ubranie, które rzucił na podłogę i w samych bokserach wsunął się pod koc. 

Roberta odłożyła komputer, wbiegła po schodach na górę, wzięła szybki prysznic i już szła do swojego pokoju, gdy przystanęła pod pokojem Estefanii. Otworzyła drzwi. Twarz babci była oświetlona blaskiem księżyca. Siateczka zmarszczek dodawała twarzy lat, gałki oczne spokojnie poruszały się pod powiekami. Roberta wstrzymała oddech, by móc wsłuchać się w oddech babci. Zawsze tak robiła, była wtedy pewna, że babcia żyje. Blanco złożyła delikatny pocałunek na skroni staruszki i wyszła. Udała się do siebie. Włosy związała w koński ogon, by luźne pasma nie plątały się jej wokół twarzy. Przebrała się w piżamę i gdy głowa zetknęła się z poduszą, zasnęła.  


Rozdział 3


                    Budzik gwałtownie zasugerował, że czas wstać, jednak Harry zlekceważył go ziewnięciem i przekręceniem się na drugi bok.  Chwilę później, niczym huragan do pokoju wpadł Liam.
                    − Wstawaj stary, jeśli ci życie miłe... − powiedział Payne podchodzą do okna i otwierając je. Świeże, przepełnione deszczem powietrze wypełniło pomieszczenie. 
− No już wstaję, tato... − mruknął Harry nakrywając kołdrą głowę. Liam westchnął zrezygnowany i ściągnął ją z przyjaciela, odrzucając ją w bok.
− Paul czeka już na dole. Za godzinę jedziemy do radia na wywiad − odparł Payne wychodząc z pokoju. 
Harry zaklął pod nosem i wstał z łóżka.
Szybki prysznic, wciągnięcie ubrań na ciało i... zbiegał po schodach na dół, do kuchni.
− Cześć ferajna − uśmiechnął się. Przy kuchennym stole zastawionym jedzeniem siedzieli Paul, Liam i Niall.
           Tak, tak, fajnie, że go uprzedzili, iż zjawią się tak wcześnie u niego w domu...
− Gdzie reszta? Byłem pewien, że będę ostatni. 
− Niestety, nie tobie przypiszemy dziś zaszczyt wkurzenia Paula − odparł Liam biorąc łyk kawy.
− Zjedz coś, za 15 minut jedziemy − powiedział Paul, który oddalił się, gdy jego telefon zabrzęczał.
Styles jedną ręką pisał wiadomość do Roberty, a w drugiej trzymał kubek z parującą herbatą.
Do kuchni wpadł Louis. Mocno przytulił Harry'ego, który wyrwany z zamyślenia, upuścił kubek z herbatą. 
− Kur... − jęknął Styles, unosząc telefon do góry. Ciepła ciecz wnikała w tkaninę spodni. 
− Wyglądasz jakbyś się zsikał... − zarechotał Niall. 
− Sądzę, że każda laska dziś na ciebie poleci − dołączył się Lou.
− Nie każda, jemu ostatnio w głowie tylko ta z twittera − odparł Horan.
− Bez jaj...? Ta dziunia, na której widok zapomniał języka w gębie? − zdziwił się Tomlinson.
− Dokładnie ta...
− Dobra, Niall i Louis, dajcie mu spokój. Harry... − westchnął Paul, wznosząc oczy ku górze... − Idź, dziecko, zmień te spodnie... − gdy Styles oddalił się, menadżer rozejrzał się po pomieszczeniu... − Gdzie. Jest. Zayn? − wycedził przez zaciśniętą szczękę. 
− Wstawanie o tak wczesnej porze powinno być nielegalne, albo chociaż karalne... − rzucił Zayn wchodząc do domu, po chwili był już w kuchni i ciężko opadł na krzesło. 
− Mówiła mama, żebym został lekarzem, prawnikiem... Ktoś z takimi aspiracjami jak ja... To ja nie... Teraz mam! Niańczę pięciu dorosłych facetów... − Paul opadł na krzesło obok Zayna i ukrył twarz w dłoniach. − Co ja komu zrobiłem w poprzednim życiu?
− Dobra, jestem! − uśmiechnął się Harry i wskoczył „na barana” Louisowi. 
− Plan na dziś...
− Mam nadzieję, że nie będzie najgorzej... − westchnął Tomlinson. 
− Jedziecie na wywiad do radia. Po dwóch godzinach macie obiad ze zwycięzcami konkursu na najlepsze opowiadanie. O ile się nie mylę to będzie pięć dziewczyn, czytaliście ich opowiadania miesiąc temu... − na wzmiankę o obiedzie Niall uśmiechnął się szeroko, jednak... Chwila, chwila... Oni czytali jakieś opowiadania? − Po obiedzie macie przymiarkę z Louise, od razu naszykuje was na galę, a po gali impreza. Tak, musicie zostać − dodał Paul widząc minę Louisa. 
− Jest jeszcze gorzej niż myślałem... − westchnął zespołowy „Piotruś Pan”, a Paul oddalił się, by przeprowadzić kolejną rozmowę telefoniczną. 


Promienie słońca przyjemnie ogrzewały twarz dziewczyny... No może nie było to do końca przyjemne...
Roberta przekręciła się na drugi bok i chwyciła telefon z szafki obok. 
Dziewczyna niechętnie podniosła się z łóżka i udała w kierunku pokoju babci. Nie dane jej było do niego wejść, gdyż staruszka podlewała kwiatki w korytarzu, nucąc przy tym hiszpańską melodię.
− Wstałaś królewno... − uśmiechnęła się, gdy zobaczyła dziewczynę.
− Cześć babciu, od dawna nie śpisz? Jadłaś coś? Wzięłaś leki? − Roberta przytuliła babcię. Jaka Estefania była teraz mała... Roberta pamiętała doskonale chwile, kiedy zadzierała głowę wysoko, by spojrzeć na twarz babci. A teraz...? To babcia musiała podnosić głowę w górę, by dojrzeć twarz wnuczki. 
− Trzy razy nie...
− Kurka, ubieram się i lecę na zakupy. Jak wrócę naszykuję ci leki i weźmiesz po śniadaniu − Rob cmoknęła babcię w policzek i wpadła do łazienki. Poranna toaleta, delikatny makijaż i była gotowa by pokazać się ludziom na oczy.
„Marzy mi się świeżutki chleb...” − pomyślała, gdy weszła do pokoju. 
Z komody wyjęła zieloną, długą spódnicę i gładką, czarną bokserkę. Roberta uwielbiała się tak ubierać. Kolorowe, długie spódnice i ciemne bokserki. W lustrze dziewczyna dostrzegła swoje odbicie. Ciemny biustonosz pokrywał małe piersi. Pod lewą widniał napis „Esperanza”. Roberta wytatuowała go sobie w dniu szesnastych urodzin. Esperanza, nazwisko babci, po hiszpańsku- nadzieja. 
Osiemnastolatka szybko wciągnęła na siebie ubranie. Do tego długi wisiorek, przypominający łapacz snów i masa bransoletek: rzemyków, koralików, wstążek. Szybkim ruchem odgarnęła włosy do tyłu, tak by widzieć uszy. No to zaczynamy wkładanie kolczyków! W jej ciele było ich aż 10: w lewym uchu sześć, w prawym cztery. A dziewczynie i tak było za mało! 
Blanco chwyciła dużą, materiałową torbę, do której wrzuciła telefon, portfel i błyszczyk do ust. Wychodząc z pokoju zakładała sandałki na płaskiej podeszwie. Szybko zbiegła po schodach, oznajmiła babci, że wychodzi i opuściła dom, kierując się w stronę dobrze znanego bazarku. 
W czasie drogi wyjęła telefon z torby. Wiadomość od Poncha. 
− Ciekawie... − mruknęła odczytując SMS− a. 
„Grunt, że temu wariatowi się układa...” − odpisała szybko przyjacielowi i weszła na Twittera, gdzie czekała na nią wiadomość od Harry'ego. Uśmiechnęła się pod nosem. Jedna rozmowa i już go polubiła. Odpowiedziała i na tę wiadomość, telefon schowała do torby. 
Kilka kroków i była na bazarku. Huragan zapachów. Świeży chleb, warzywa, owoce, ryby... Coś cudownego. Zakupy w takim miejscu mogły by trwać latami, jednak świadomość, że Estefania może umierać z głodu − „dała kopa”. 
Kupując potrzebne produkty, Roberta wymieniała uśmiechy z przechodniami, sprzedawcami. Za to kochała Hiszpanię, za tę serdeczność i przyjacielskość w stosunku do innych. 
Już wracała do domu, gdy przed jej twarzą wyrósł On. 
− Gdzie tak pędzisz, kochana?
− Co ty tu robisz? – wydukała Roberta. Jej serce przyspieszyło, a w pamięci odtworzyły się sceny sprzed kilkunastu miesięcy.
− Nie ma to jak miłe powitanie – zaśmiał się. Przydługie blond włosy opadły mu na czoło. Odgarnął je niecierpliwym ruchem
− Za nic takiego ode mnie nie usłyszysz. Chyba, że odwiedzę cię w więzieniu. 
− Oj, maleńka... Jedna wygrana bitwa mnie nie bawi... Chce wygrać wojnę. Dla ciebie i Vicky to dopiero początek. Nauczę was, że nie wpycha się nos w nie swoje sprawy! − odparł i odszedł, zostawiając skamieniałą dziewczynę na środku chodnika.
Rob odnalazła telefon i szybko wybrała numer koleżanki. Nie chciała do niej dzwonić z takimi wieściami. Nie, nie !
− Vicky, On wrócił... − odparła, gdy dziewczyna odebrała telefon. 


− Jak przygotowania do nowej trasy? − standardowe, nudne pytania reportera. 
Liam starał się na nie opowiadać, kiedy reszta... No właśnie... Zayn przysypiał, lekko odchylony na krześle, Louis i Harry urządzali sobie macanie, a Niall wyżerał cukierki z miski nieopodal niego. 
„ Wszystko zawsze na mnie...” − pomyślał Liam.
− Przygotowania zmierzają ku końcowi. Mamy nadzieję, że fani na naszych koncertach przeżyją niezapomniane chwile − odparł Payne. 
− Płyta i jej promocja, różnorodne gale na jakie jesteście zapraszani, trasa koncertowa... Gdzie w tym wszystkim czas na miłość...? Zayn? − dziennikarz spojrzał na Zayna. Liam westchnął i szturchnął przyjaciela.
Zaskoczony mulat stracił równowagę i... po chwili leżał na podłodze, przykryty krzesłem. Niall wybuchnął śmiechem, a reszta poszła w jego ślady. Po kilku momentach sam poszkodowany śmiał się w niebo głosy. 
− W tej chwili muszę państwu powiedzieć, że Zayn właśnie zwiedza podłogę. Mam nadzieję, że mu tam wygodnie. Dajmy mu chwilę − zapraszam na przerwę muzyczną!


− Co tak długo kochanie? − zagadnęła Estefania. Roberta dokładnie zamknęła drzwi wejściowe. Jeszcze by brakowało, żeby On wszedł do domu i zrobił coś jej ukochanej babci!
− Kolejki straszne dziś były... − odparła nastolatka wymijająco. 
Poszła do kuchni, gdzie szybko przygotowała śniadanie i naszykowała leki. Pochowała kupione produkty i razem z talerzem pełnym kanapek i, niestety, leków ruszyła do salonu. Podstawiła jedzenie przed babcią i sama schowała się w łazience. 
Tak, schowała to dobre określenie. Roberta usiadła na wannie i zaczęła cicho szlochać. Łzy bezradności pociekły po jej policzkach. 
„Celina, co by było, gdybyś żyła...?


− Wasze opowiadania były zdecydowanie najlepsze − uśmiechnął się Liam. 
− Nawet ja je przeczytałem − dodał zadowolony z siebie Louis. − Mój pies nie pożarł ich, jednak myślę, żeby byłby zachwycony. 
− Tak, łatwiej zadowolić psa niż Louisa − zachichotał Harry. 
− Próbowałeś? − zapytała jedne ze zwyciężczyń. 
− Nie było mi dane, by skosztować tą przyjemność... − odparł Hazza po namyśle.
 „Od kiedy te dzieciaki są takie rezolutne?” – zapytał w myślach.


− Poncho...? Mam nadzieję, że nie jesteś strasznie zajęty?
− Co jest Rob? − przyjaciel wyczuł coś dziwnego w głosie dziewczyny.
− Przyjedź... On wrócił... − więcej nie musiała mówić. Poncho porwał z biurka portfel i kluczyki od skutera.
Oznajmił rodzicom, że jedzie do Roberty i jej babci i pognał skuterem do Walencji. 
Jego rodzice przyjaźnili się z rodzicami Roberty, a nastolatkę i jej babcię wprost uwielbiali, więc nie mieli nic przeciw temu, by ich syn spędzał czas w Walencji. A nóż, zakocha się w Rob, a to całe „gejostwo” mu minie. 

− To był koszmarny ranek i popołudnie... − mruknął Louis, siadając na obrotowym krześle przed ogromnym lustrem w królestwie Louise. Dziewczyna od początku ich kariery była nie tylko ich fryzjerką i stylistą, ale również przyjaciółką. Uwielbiała bawić się kolorem włosów, a do tego była bardzo wesoła. Całe One Direction ją uwielbiali. Ją i jej malutka córkę − Lux.
Paul omawiał z Liamem szczegółu wieczornej gali, ze Lou jak powinni prezentować się chłopcy.
Mimo wszystko, każdy z chłopaków podziwiał Paula. Za jego pracowitość i wytrzymałość. Za to, że menadżer potrafił załatwić wszystko! Jak on to robił? 

− I napisałeś do obcej dziewczyny? − zapytała po raz setny Lou. Od półgodziny układała loki Harry’ego i słuchała jego opowieści.
− No przecież mówię! Zresztą, okazała się całkiem fajna − odparł Harry. 
− Ale całkiem nieznana...
− Lou, błagam, nie mów, że to pedofil, który czyha na młodych chłopczyków.
Przymiarka do trasy, później szybki prysznic i szykowanie do gali... Coś strasznego.


− Cześć Rob − Poncho zajął miejsce obok przyjaciółki, która siedziała na drewnianych schodach przed domem. Roberta zrelacjonowała przebieg wcześniejszego spotkania z Nim. 
− Gdzie on się ukrywał, przecież wszyscy go szukali, policja, ludzie... To była bardzo głośna sprawa...
− Wiem, Poncho, ale chyba zbyt głośna. Wystarczy, że włączył telewizor i wiedział co się dzieje... − powiedziała Roberta i na chwilę zatonęła w swoich myślach.
− On jest nieobliczany... Boję się go... – odparła, patrząc ślepo przed siebie.
− Wiem Mała, mimo... − Poncho zgarnął Robertę ramieniem i pocałował w skroń. − Pamiętaj, że nie jesteś sama... Nigdy


 − A teraz, przed państwem, oszałamiająco przystojni i najbardziej pożądani... One Direction ze swoim nowym hitem 'Story of my life'!!! − oznajmił prowadzący, a na sali zrobiło się bardzo niebezpiecznie dla ludzkich uszu. 
Rozbrzmiały pierwsze dźwięki, rozpoczęła się zwrotka, a kiedy fani usłyszeli głos Harry'ego, piski na sali przekroczyły poziom zdrowy dla uszu.
       Written in these walls are the stories that I can't explain...


 − Chodź Rob! Siadasz ze mną! − krzyknęła Celina i przytuliła Robertę. Dziewczyny usiadły w ostatniej ławce. Przed nimi Vicky i Katina.
Blanco była przeszczęśliwa, że przyjaźni się z tak ładnymi dziewczynami.
Ciemne, proste włosy Celiny luźno opadały na jej ramiona pokryte niebieską bluzką, pasującą do brązowych oczu Cel.
Katina była najbardziej kontrowersyjna. Czerwone włosy, ciemne rockowe ubrania i mocny makijaż − czyli znak rozpoznawczy Kati. Vico była ich „królową”. Długie blond włosy ułożone były w wymyślą fryzurę, markowa bluzka z dużym dekoltem eksponowała biust Vicky, perfekcyjny makijaż zdobił twarz. Obca osoba nie powiedziałaby, że dziewczyny mają tylko szesnaście lat.
 Buzie im się nie zamykały, plotkowały jak najęte.
− Ciszej, drogie panie, ciszej... − uspokajała co chwilę nauczyciel. Daremnie. 
Roberta była tak przejęta, że wreszcie nie jest sama, że nie jest wyzywana, szykanowana, że ma Celinę, Vico, Katinę.
Jednak o tym, że każda przyjaźń niesie ze sobą jakieś konsekwencje... O tym dopiero się dowie.


Blanco gwałtownie otworzyła oczy. Siedziała na schodach, właściwie to w półsiedziała, opierając się o Poncha, który cicho pochrapywał. 
− Ej... − szturchnęła go w ramię. − Chodź do domu − Roberta odstąpiła przyjacielowi swój pokój, a sama razem z laptopem ułożyła się w salonie na kanapie i przykryła kocem. 


Impreza toczyła się w najlepsze. Hm, no może nie dla wszystkich. 
            Liam siedział zamyślony przy barku i popijał kolejnego drinka, Louis zasypiał na kolanach Harry'ego, który też nie wyglądał na szczęśliwego. Zayn pali już drugą paczkę fajek, Niall zasypiał przy stole z jedzeniem, a o niego opierał się Josh − perkusista. 
Paul obserwował to wszystko z jednym pytaniem, które nie dawało mu spokoju. Gdzie są jego chłopcy? Tego dnia, jak najbardziej nie byli sobą. 
− Zbieramy się chłopaki − oznajmił menadżer, a chłopcy rzucili się w kierunku drzwi wyjściowych.
− BŁAGAM! − zawył Louis. − Powiedz, że jutro wolny dzień, który mogę spędzić z Els. 
− O piątej macie wywiad w telewizji, więc o czwartej was porwę... − odparł Paul. − Przed dwudziestą będziecie w domu − dodał widząc minę Louisa. 
Wsiedli do limuzyny, śmiejąc się, że są w autobusie i czekają na swój przystanek. Jako pierwszy wysiadł Zayn. Następnie Niall, Louis, Liam, a na końcu Harry.
Liam usiadł na sofie w salonie, chwycił laptop i włączył czat. 
Dan125: Hej. x Już po gali? 
Liaam7: Cześć, na szczęście już po.;)
Dan125: Aż tak nudno?
Liaam7: Bardzo, bardzo nudno...
Dan125: Nie narzekaj! 
Liaam7: Cóż, mogło być ciekawiej. ;)
Dan125: Biedactwo. xo
Liaam7: A nie? 
Dan125: Możliwe. :) Wybacz, ale padam na twarz. Dobranoc Liam.:)
Liaam7: Liczyłem na dłuższą rozmowę, ale siła wyższa.:) Miłych snów Dan.


Dokładnie to samo, co Liam, zrobił Harry. Ułożył się wygodnie na łóżku i...

@Harry_Styles: Stęskniłem się Rob! ;p Cały dzień bez rozmów..
@aburrida_: Ha, ha, śmieszny jesteś.
@Harry_Styles: To tylko jedna z moich liczny zalet.
@aburrida_: Skromność to też zaleta.
@Harry_Styles: Jednak nie w XXI wieku. ;/
@aburrida_: Niestety...
@Harry_Styles: Co tam? 
@aburrida_ :Lekka zamuła, a tam ? 
@Harry_Styles: Męczący dzień. Co się dzieje?
@aburrida_: Demony przeszłości.. 
@Harry_Styles: Brr, nie za miło.
@aburrida_: Niestety... 
@aburrida_: Mówiłeś, że ciężki dzień..? 
@Harry_Styles :Chyba nie powinienem Cie teraz zamęczać...xo 
@aburrida_: Chętnie posłucham, serio. :)
@Harry_Styles: Nudny wywiad, obiad z zwycięzcami konkursu, przymiarka, gala i cholernie nudna impreza po. 
@aburrida_: Nuda? Chyba Ci słownik kupię, żebyś poznał definicję słowa „nuda”.
@Harry_Styles: Trzymam Cię za słowo! 
@aburrida_: Tylko przypomnij, bo moja pamięć jest dość słaba. ;)
@Harry_Styles: To jest nas dwoje. ;)
@aburrida_: Dobrze wiedzieć, że nie jestem sama. ;p 
@Harry_Styles: Jak bardzo będziesz zawiedziona, kiedy się pożegnam?
@aburrida_: Jak bardzo będziesz zawiedziony, gdy powiem, że wcale?
@Harry_Styles: Bardzo! 
@aburrida_: Wybacz. Sądzę, że jest masa kobiet, które z chęcią Cię pocieszą. ;)
@Harry_Styles: Tylko Ty do nich nie należysz?
@aburrida_: Niestety
@Harry_Styles: Co powiesz na skype'a ? 
@aburrida_ :Teraz? Miałeś się pożegnać...
@Harry_Styles: Podaj nick. 
@aburrida_:<----


− O chol... − wyrwało się z ust chłopaka, gdy na ekranie laptopa zawitała twarz Roberty oświetlona delikatnym światłem lampki. Jasno zielone pasemka kontrastowały z ciemnymi włosami, a szeroki uśmiech wskazywał, że była cholernie szczęśliwa - że to dzieje się na prawdę - równie mocno, jak on. 
− Grunt, to miłe powitanie − skwitowała Roberta. 
− Wyglądasz ślicznie. 
− Mógłbyś wysilić się na coś bardziej oryginalnego − uśmiechnęła się. Spojrzała na loki Harry'ego, które opadały na czoło. Zupełnie jak u Poncha... Delikatne rysy twarzy i uroczy uśmiech... Był tak przystojny.
− Następnym razem wymyślę dla ciebie piosenkę.
− Mhm, trzymam cię za słowo. 
− Wiem, a ja czekam na słownik. Świetnie mówisz po angielsku... − dodał Harry. 
− Dzięki, staram się, jednak nie mam tej pewności podczas rozmów. 
− Mogę służyć pomocą jako osobisty korepetytor − Hazza wyszczerzył zęby w uśmiechu.
− O nieee... − jęknęła teatralnie Roberta.
− Wiem, że o tym marzysz.
− Uuu, za duże ego, za duże...
− Podobnie jak twoje kochanie. 
− Przeginasz stary...
− I tak mnie uwielbiasz..
− Wmawiaj sobie... − zachichotała Roberta. 
„Zapowiada się nieprzespana noc” − zdążyła pomyśleć, nim całkowicie oddała się rozmowie. 


Rozdział 4


Poncho obudził się w pokoju Roberty, przeszedł do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic. Kiedy zeszedł na dół, przyjaciółka spała na kanapie z laptopem na kolanach. Podszedł do niej, zdjął komputer z jej nóg i odłożył na stolik obok.
− Kurczaki, jak dawno mnie tu nie było... − powiedział sam do siebie.
Wszedł do przestronnej kuchni, urządzonej w drewnie – która nie pasowała do hiszpańskiego stylu −  i zaczął przygotowywać śniadanie. Kiedy posiłek był gotowy, do kuchni, jak na zawołanie,  weszła Estefania.
− Zasnęła nad radem − odparła, siadając na krześle przy stole. − Z kim ona przegadała całą noc?
− Sam chciałbym wiedzieć. Śniadanie gotowe − uśmiechnął się Poncho. − Nawet ci leki naszykowałem, ciociu.
− Opiekuńczy jak zawsze − westchnęła Estefania. − Jak sprawy sercowe? −  zagadnęła starsza pani. Dobrze wiedziała, że przyjaciel jej wnuczki był „inny” i ta „inność” ją interesowała.
− Bardzo dobrze. Od kilku dni... − uśmiechnął się Poncho. − Szkoda, że moi rodzice nie potrafią tego zaakceptować. Ignacio był u nas na obiedzie... Nawet nie chcesz wiedzieć, jak się zachowywali, ciociu...
− Ludzie często nie potrafią zaakceptować inności. Jednak tylko tacy ludzie... Inni są coś warci. A rodzice kochają cię mimo wszystko. Jesteś przecież ich synem.
− Ile kursów filozoficznych skończyłaś ciociu?
− Zadajesz mi to pytanie za każdym razem kiedy się widzimy.
− I za każdym razem nie uzyskuję odpowiedzi.
− Todo a su tiempo.


Las... Mgła... Wysokie drzewa. Jak to możliwe, że znów jest w tym samym miejscu...?Jak to możliwe?
Dreszcze owładnęły jej ciałem. Jak to, kurna, możliwe, że znów tu jest!? Rozejrzała się wokół. Ciemna jaskinia nieopodal... Ta przeklęta, cholerna jaskinia! Jej oddech stał się szybszy i płytszy. Nie! Ona nie może tu być! Nie może!
Nagle w jej kierunku biegły dwie wystraszone dziewczyny. Krzyczą. Roberta znała je doskonale... Podbiegła do nich i zaczęła wołać. Wrzeszczała, że Celina już nie żyje, że On ją zabił, jednak one... One były głuche na jej płacz.
Weszły do jaskini, usiadły jak najdalej od wejścia i cicho płakały, wtulone w siebie. Gdzie się podziały te roześmiane nastolatki jakimi były jeszcze kilka godzin lub dni temu? Gdzie? Zniknęły. Na zawsze? Dlaczego?
Po dłuższym czasie płacz ucichł. Zapadł zmrok. Przed nimi długa noc... I długa przyszłość. Jak to się skończy?
− On Was znajdzie... − wyszeptała Roberta, dławiąc się łzami..


− NIE! − wyrwało się z ust dziewczyny. Gwałtownie usiadła na sofie i otworzyła oczy. – Mój Boże... − wyszeptała i znów opadła na poduszkę.
− Straszny sen? − Poncho przysiadł na kanapie.
− Koszmar... − Roberta wtuliła się w przyjaciela.
− Powróciły? – Martinez spojrzał na nią uważnie.
− Niestety...
Poncho westchnął i wzmocnił uścisk. − Tranquila chica... − powtarzał gładzą włosy dziewczyny.
− Dobrze, przecież to tylko sen − wysiliła się na uśmiech. Wierzchem dłoni otarła łzy, które nie wiadomo kiedy znalazły się na jej policzkach.
− No i witamy Robertę ponownie − uśmiechnął się Poncho i pocałował dziewczynę w skroń. − Idź weź prysznic i zejdź na śniadanie.
− Sugerujesz, że śmierdzę?
− Cuchniesz kochanie, cuchniesz − zachichotał Poncho.
− Ty wredna kreaturo... − Rob potargała bujną czuprynę loków przyjaciela i odeszła w kierunku łazienki: szybki prysznic i owinięta ręcznikiem przeszła do swojego pokoju.
Standardowa długa spódnica, tym razem wściekle pomarańczowa, czarna bokserka; gadżety na lewym ręku, kolczyki i... Była gotowa. Mokre włosy zostały rozczesane. Na boso zeszła na dół.
W kuchni, czekały na nią, kolorowe kanapki.
− Pięknie pachniesz − zachichotał Poncho popijając herbatę.
− Zaraz twój dobry humor zniknie − uśmiechnęła się Roberta, zabierając się za jedzenie kanapki.
− A teraz spowiedź... − zaczął Poncho. − Poznałaś jakiegoś faceta i ja nic o tym nie wiem?
− O czym mówisz...?
− Raczej o kim. Przegadałaś całą noc z kimś.. Estefania mi mówiła...
− A, o to chodzi... Jak Ci powiem to mnie wyśmiejesz...
− Rob... Wiem o tobie wszystko − uśmiechnął się Poncho. − Kiedy byłaś mała i nie mogłaś się załatwić, biegałaś po ogrodzie i krzyczałaś: „Policja! Ratunku!” − przyjaciel naśladował głos dziecka. − Na grzywkę mówiłaś „dziwka” i chciałaś zostać malarką. Ćwiczyłaś na ścianach w salonie, czego nie akceptowała twoja mama. W przedszkolu podobał ci się jakiś koleś, nie pamiętam jak się nazywał, ale stwierdziłaś, że nie widzisz przyszłości dla waszego związku, bo nie wiedziałaś jak się jego nazwisko pisze. Jesteś wierną fanką Justina Timberlake'a. Twoją ulubioną piosenką jest „My love” Jusa. Uwielbiasz oglądać horrory i nie krzyczysz jak ja, kiedy coś się dzieje. Czytasz kryminały, chociaż sama napisałabyś sto razy lepszy. Już po pierwszych stronach wiesz co będzie na końcu książki czy filmy. Grasz na gitarze wszystkie jego piosenki i wiele innych. Malujesz, ale już nie na ścianach w salonie. Miałaś kilka wystaw w szkole i Domach Kultury w Alicante i w Walencji − uśmiechnął się. − Jesteś odważna i zawsze staniesz w obronie innych. Szczególnie, gdy ktoś jest wyzywany czy cierpi z jakiegoś innego powodu. Czasem masz niewyparzony język i mówisz to, co ci ślina na język przyniesie, ale nie da się ciebie nie kochać. Wiem o tobie wszystko... − powtórzył Poncho i uśmiechnął się lekko.
            Roberta wiedziała, że może mu zaufać. Był przecież jej przyjacielem, towarzyszem zabaw od zawsze.
− Od piątku piszę z Harrym Styles'em...


Louis krążył po pomieszczeniu, czekając na Eleanor; Harry bawił się telefonem, zastanawiając się, czy napisać do Roberty; Liam pisał − zapewne z Danielle −,  Niall pożerał kolejną paczkę chipsów, a Zayn drzemał z głową odchyloną w tył. Jak zwykle przebywali w mieszkaniu Styelsa, który już nie zważał na obecność przyjaciół.
Gdy zadzwonił dzwonek drzwi, Lou popędził w ich stronę. Nie zauważył jednak skórki od banana, którego kilka minut wcześniej jadł Harry i runął na podłogę, uderzając biodrem o stolik.
− Mamo ! − jęknął Louis.
− Nic ci nie jest? − zaczął Liam.
Dzwonek nie dawał o sobie zapomnieć, więc Payne ruszył by otworzyć drzwi. W tym czasie Niall I Harry wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, który obudził Zayna.
 Do salonu wszedł Liam z Paulem.
− Co tu się dzieje? − zapytał menadżer, patrząc zdezorientowany na scenkę rozgrywającą się przed jego oczami.
− Sam chciałbym wiedzieć... − dodał Malik.
Payne zrelacjonował całe wydarzenie, widząc minę Paula zapytał, co go do nich sprowadza.
− Mam dla was złe wieści... − zaczął menadżer. − Wywiad będzie za pół godziny, a wieczorem jedziecie na galę charytatywną.
− Miał być luźny dzień... − jęknął Harry. Ledwo widział na oczy. Całą noc rozmawiał z Robertą. I może faktycznie był niewyspany i zmęczony, ale pierwszy raz od dawana był szczęśliwy. − Mam dostać w prezencie słownik, więc chyba ci go pożyczę, żebyś przeczytał definicję słowa „luźny”... − dodał i zaczął pisać wiadomość do Roberty.
Liam i Paul zajęli się ustalaniem szczegółów gali.


− Rooob! − Poncho zawołał przyjaciółkę. Chwilę później usłyszał, jak zbiega po drewnianych schodach. − Zbierajmy się. Odwiozę cię bezpiecznie do Alicante, a później polecę spotkać się z Iganciem.
− Kochany jesteś − uśmiechnęła się Roberta. - Skoczę po swoje rzeczy i możemy jechać.


− Babciu, pamiętaj o lekach... − powtórzyła po raz setny Roberta. − I jedz! Masz całą lodówkę jedzenia. Jak przyjadę w piątek ma być pusta,  zrozumiano?
− Jasne, sierżancie − uśmiechnęła się Estefania i przytuliła wnuczkę. − Jedźcie ostrożnie.
− No chyba nie wątpisz, ciociu, w moje zdolności... − oburzył się teatralnie Poncho.
− Skądże... Odwiedzaj mnie częściej. A! Pozdrów rodziców i chłopaka.
− Oczywiście − uśmiechnął się Poncho, wsiadł na skuter, a za nim Roberta i ruszyli w kierunku Alicante.


− Nienawidzę takich bezsensownych wywiadów! − warknął Tomlinson. − Po cholerę biją się o spotkanie z nami, skoro mogą sobie coś wymyślić, albo spisać z innego nudnego wywiadu.
− Spokojnie Louis... Nie wszyscy są tak zabawni jak ty − uśmiechnął się Paul, wystukując coś na telefonie. Powinni się bać?
− A wielka szkoda! Gdzie jedziemy?
− Do Lou, ktoś was musi naszykować na galę...


− Rob! Poncho! Czeeść − krzyknęła Lola, młodsza siostra Roberty, gdy tylko skuter zatrzymał się na podjeździe, obok domu Blanco.
Dziewczyna podbiegła do nich. Jej długie, ciemne włosy związane były w luźny warkocz, gdzieniegdzie powplatane były malutkie, delikatne kwiatki. Sukienka w różyczki ubłocona była w kilku miejscach, czyli Lola bawiła się w piaskownicy.
− Hej szkrabie − przywitała się Roberta i przytuliła siostrę
− No proszę, jak rodzinnie. Zbiorowy przytulas − Poncho przytulił dziewczyny. − No to koniec przyjemności. Lecę lejdis.
− Dzięki stary, do jutra. To co robimy? − zagadnęła Roberta siostrę, gdy przyjaciel się oddalił. W tym samym momencie, co pytanie dziewczyny telefon dał o sobie znać...
− Albo i co ty robisz − uśmiechnęła się Lola i oddaliła się w kierunku hamaku, gdzie czekały na nią lalki.
− Może i tak... − Roberta odczytała wiadomość od Maite i pognała do swojego pokoju.
 Patry Time!


− Chłopaki! − krzyknął ktoś.
Gdy ferajna odwróciła się w stronę wołającego głosu, zobaczyli Eda Sheerana maszerującego w ich kierunku. Przywitali się z lekko przygrubym rudzielcem i szybko zajęli swoje miejsca, gdyż gala właśnie się zaczynała.
Cały zespół uwielbiał Eda. Był nie tylko utalentowany, ale również wesoły i dobroduszny.
− Ed, mógłbym mieć do ciebie prośbę... − zaczął Harry.
− Wal śmiało − uśmiechnął się rudzielec.
− Chodzi o piosenkę...


− Maite, wyglądasz rewelacyjnie − uśmiechnęła się Roberta. Przyjaciółka była odważnie ubrana. W czarny topie ze złotymi ćwiekami i skórzanej spódnicy wyglądała na kilka lat starszą niż w rzeczywistości. Stanowiła kontrast skromnej i dziewczęcej Lupe, której jedynym odważnym elementem stroju były buty na wysokim obcasie, pasujące do żółtej sukienki.
− No, ty też całkiem, całkiem... − zachichotała Paz. − Chociaż Lupita mnie nie posłuchała, mam dobry humor.
− O co chodzi?
− Chciała mnie wcisnąć w totalnie „bluzkowatą” sukienkę, która nawet tyłka by mi nie zakryła... − oburzyła się Olmos.
− Może chciałam pokazać twoje zgrabne nogi?
− Ej, luz laski. Jest piękna niedzielna noc, my jesteśmy piękne, a teraz idziemy się bawić − uśmiechnęła się Roberta.
Sama chciała się dobrze zabawić tego wieczoru. Nie miała już sił pamiętać o Nim i tym, co zrobił nie tylko Celinie, ale i jej i Vico.. Czemu w momencie, kiedy wszystko zaczyna się układać nagle, bum! Przeszłość powraca ze zdwojoną mocą. Jak bardzo mocno powróci... O tym Roberta dopiero się dowie...


Rozdział 5


  Jutro macie cały dzień próby ogłosił Paul, gdy po imprezie charytatywnej wracali już do domu. Popołudniu porwie was Lou, ale po dwóch godzinach odda.
Kiedy będzie wolne? zapytał zrezygnowany Louis. Kiedy on, kurna, spędzi czas ze swoją ukochaną?
Na emeryturze szybko uciął Paul.
Umieram już, emerytury nie dożyje, nawet sobie z El seksualnie nie pożyję...
Louis to oszukaństwo!
Mianowicie co jest oszukaństwem, Liamie?
Rymowanie dożyję z pożyję... odparł Payne pisząc z kimś zawzięcie.
Co jest Hazzuś? zagadnął Louis.
 Wolał już przerwać wywód na temat oszukaństwa w rymowankach.
 Harry od dłuższego czasu „modlił się” nad telefonem.
Martwię się o Rob. Od jakiegoś czasu nie odpisuje... odpowiedział niepewnie Styles, patrząc na swoje palce, które trzymały urządzenie.
Może gdzieś zabalowała, albo rozładował się jej telefon. Albo go zgubiła! Mogła też zostawić go w domu i wyjść na spacer z psem Tomlinson wyszukiwał najdziwniejsze możliwości.
Roberta nie ma psa. Ma młodszą siostrę, która raczej nie jest zwierzęciem. Nie wiem Lou... To znajomość przez Internet. Nie wiem jak pachnie, nie widziałem jej w Realu, nigdy nie dotknąłem jej. Piszemy od niedawna... A czuję się... jakbym znał ją całe życie. Jakby była... moją bratnią duszą. Wiedziała, co myślę nim zdążę o tym pomyśleć... I ja czuje to samo jeśli chodzi o nią.
Zakochałeś się?
Nie wiem Louis, nie wiem... Mam nadzieję, że niedługo będę mógł się z nią spotkać... Chociaż na chwilę
Pogadam z Paulem  uśmiechnął się przyjaciel.


Sorry dzieweczki warknął Giovanni i przerzucił sobie Celinę przez ramię.
Dwóch pozostałych chłopaków zrobiło to samo z Vico i Robertą. Jak one, trzy nastolatki, mają pokonać trzech  osiemnastoletnich pakerów?
Próbowały kopać, wyrywać się, krzyczeć... Płakały. Tylko kto jest usłyszy? Zapewne wielkie drzewa, rośliny i może wiewiórki, które z jedzonkiem w łapkach skakały z drzewa na drzewo. 
Chciały się tylko spotkać u Celiny i spędzić ze sobą trochę czasu. Trzy zbuntowane nastolatki postanowiły pójść do domu przyjaciółki dłuższą droga, by zapalić papierosy i zdążyć wywietrzeć. Gdy zaczęły zagłębiać się w las... Pojawił się On Giovanni i jego dwóch kumpli. Były bez szans...


Roberta powoli otworzyła ociężałe oczy.
To znów było tak rzeczywiste. Czuła się, jakby znów była niesiona na mękę. Niesiona by zobaczyć zbrodnie doskonałą. Przez chwilę poczuła nawet wiar na skórze. A może tylko się jej wydawało?
Chwila, chwila... Jak ona znalazła się we własnym łóżku?
„Jestem ubrana, więc nie jest źle...” przeszło jej przez myśl.
Gdy odwróciła się na drugi bok, zobaczyła obok siebie Maite. Z lekko otwartymi ustami dziewczyna spała, przytulając do siebie poduszkę. Roberta uśmiechnęła się na ten widok. Jej przyjaciółka wyglądała tak bezbronnie i słodko.
„No to nieźle zabalowałyśmy.”
Zwinnym ruchem chwyciła telefon z szafeczki obok łóżka. Piętnaście wiadomości od Harry'ego. Przeczytała je z szerokim uśmiechem na twarzy...
„Ten wariat się martwi... o mnie...” Szybko odpisała chłopakowi, wzięła z szafy mundurek szkolny i udała się do łazienki. Po szybkim prysznicu, ubrała się i postanowiła obudzić Paz.
Wstawaj śpiochu! Wiem, że mam cudowne łóżko i ja ogólnie jestem cudowna, ale możesz przestać się ślinić.. rzuciła, ciągnąc Maite za nogę. Przyjaciółka z hukiem spadła na podłogę.
Zabije cię... Jak odzyskam siły warknęła Paz, a Roberta zachichotała. Podeszła do wielkich głośników w kącie pokoju i podłączyła do nich telefon. Zabrzmiały pierwsze dźwięki jednej z szybszych i głośniejszych  piosenek Timberlake’a.
Wyłącz to dziadostwo jęknęła Maite, ściągnęła z łóżka poduszkę, którą nakryła głowę.
Wyluzuj... zaczęła tańczyć. Mimo, że uwielbiała muzykę i świetnie śpiewała i grała na instrumentach, miała przysłowiowe „dwie lewe nogi”, więc to co wykonywała było tańco podobne. Idź weź prysznic, a ja skoczę na dół po tabletki.
Niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi... mruknęła Maite i leniwym, ociężałym krokiem ruszyła w kierunku łazienki.


Wstałaś? Tak wcześnie? zdziwił się Salvador ojciec Roberty , który siedział na wysokim krześle przy wysepce w przestronnej, nowocześnie urządzonej kuchni i przeglądał jakieś dokumenty.
Tak! I mam doskonały humor Rob podeszła do ojca i ucałowała go w policzek.
Jak kilka SMSów od jednego chłopaka potrafi uszczęśliwić nastolatkę...
A jak Maite?
Też już wstała uśmiechnęła się zwycięsko Roberta, szperając w półkach w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych.
Mam iść po tarczę? zażartował Salvador.
Pewnie się przyda.
Nie dziwię się. Obudziłaś ją przed siódmą! odparł wskazując elektroniczny zegar na ścianie.
Przed?
Jest niecałe pięć po.
Zapal mi czasem znicz na grobie...  jęknęła Roberta.
Znalazła pojemniczek z lakami i postawiła go na ciemnym blacie. Wyjęła szklankę i wlała do niej wodę z butelki.
Nawet dwa zaśmiał się ojciec. Był wdzięczny Maite i Lupicie, że dały jej córce przyjaźń i wsparcie w trudnych chwilach w życiu. Uwielbiał te dwie dziewczyny i żywił do nich ojcowskie uczucia.  Dobra, lecę...
Już? Roberta posmutniała.
Mam samolot po ósmej...
Gdzie i na jak długo? usiadła naprzeciw ojca.
New York odparł z amerykańskim akcentem Salvador. Tydzień, półtora.
No cóż... Roberta wysiliła się na uśmiech, który nie objął jej oczu. Kolejny raz.
Masz jakąś listę prezentów? zagadnął wesoło.
„Ojciec na stałe?” chciała zapytać, jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. Już kiedyś to przerabiała.
Tata pracuje, żeby tobie, Loli i mnie żyło się dobrze. powiedziała wtedy mama. Dziewczyna nie zadała już nigdy pytania, czy ojciec może spędzać w domu więcej czasu.
Może nowy zestaw farb? Roberta oparła twarz o dłonie.
Ostatnio wolałaś ołówki...
Tak, ale mam już dość tej szarości. Czas na abstrakcje!
No to załatwione Salvador zgarnął dokumenty ze stołu, pocałował córkę w skroń i wyszedł z pomieszczenia.
Fajnie... powiedziała sama do siebie. Chwyciła szklankę i pojemnik z tabletkami i poszła na górę.


We're on fire now! Zayn przebiegł na drugą stronę sceny.
One, two, three! Harry podskoczył w rytm wypowiadanych słów.
I don't care what peop...
Stop! Stop, stop... Amber Ruf choreografka  klasnęła w dłonie. Muzyka ucichła. Harry, żołnierzu, skup się...
Świnie ruszają się z większą gracją... dodał Paul, wyraźnie wkurzony.
Święta racja, kapitanie... westchnęła Am, odrzucając w tył różowe włosy. Była znana z abstrakcyjnych stylizacji. Jej stroi nie można nazwać ubraniem, a wymyślnym kostiumem, które nawet na bal karnawałowy wstyd założyć.
Harry. Telefon Paul wszedł na scenę i wyciągnął rękę w kierunku Stylesa.
Przepraszam... Ostania szansa? chłopak szybko schował telefon w tylniej kieszeni spodni, a sam ukrył się za Liamem.
Po próbie zostajesz na dywaniku... oznajmił menadżer.
Koniec pogadanek! Amber wykonała kilka ruchów tanecznych. Louis shake... Lou, który miał dobry humor zatrząsł tyłkiem.
Niezła dżaga ze mnie zachichotał Tomlinson, a Harry klepną go po tyłku.
Larry come back?
Niall, błagam cie, to nigdy nie miało końca Harry poruszył znacząco brwiami.
A co na to Els i Rob? zapytał Liam.
Eleanor jest tolerancyjna zaśmiał się Lou.
A Rob jest tylko przyjaciółką odparł Hazza.
Akurat... mruknął Tomlinson pod nosem.
Panieneczki na zakupach, czy mężczyźni w pracy? Amber powoli traciła cierpliwość.  Do roboty! Choreografka wróciła do pokazywania ruchów, a chłopaki próbowali ją naśladować.
Shake najlepsze! stwierdził Louis i wrócił do trzęsienia tyłkiem.
CZYJ. TO. TELEFON? wycedził Paul.
Muszę odebrać, sorry... Payne spojrzał na wyświetlacz. No hej, co jee..? Dzień dobry... wsłuchiwał się w głos po drugiej stronie. Coś poważnego...? Zaraz tam będę... Zakończył rozmowę i chowając telefon powiedział:
Dan jest w szpitalu. Muszę jechać... oznajmił, zgarnął swoje rzeczy i wybiegł..
Przecież ty już nie jesteś z Danielle! krzyknął za nim Paul... Daremnie. Kur...
Cóż... Liama nie ma, więc jadę do El   Louis skorzystał z sytuacji zgarnął swoje rzeczy i również wybiegł z sali.
Zabiję ich... warknął Paul i zrezygnowany opadł na fotel. W tym samym czasie przypomniał o sobie telefon Stylesa. A mogłem zostać prawnikiem...


Szybki prysznic i Louis jechał do mieszkania Eleanor. Gdy dziewczyna otworzyła mu drzwi, wręczył jej bukiet róż
Witam powiedział Tomlinson.
Śliczne!- uśmiechnęła El. Tak dawno nie spędziła czasu ze swoim narzeczonym, że powoli zapominała jak wygląda.
Stęskniłem się Lou cmoknął jej wargi. Kino?
           

Dzień dobry. Jestem Liam Payne. Dzwoniono do mnie w sprawie Danielle Peazer. Li uśmiechnął się do pielęgniarki na recepcji.
Witam, pani Peazer leży w pokoju 303. Tamten koniec korytarza wskazała.
Dziękuję bardzo Liam odszedł w kierunku sali.
Kiedy wszedł do środka, dziewczyna spała z nogą w gipsie podwieszoną pod sufit. Niesforne loki okalały je bladą twarz, która zazwyczaj była brązowa.
Payne cofnął się i znów podszedł do pielęgniarki.
To znów ja... Gdzie znajdę lekarza?
Czwarte drzwi na lewo uśmiechnęła się kobieta.
Jeszcze raz dziękuję... Liam udał się w do gabinetu lekarskiego. Lekko zapukał do drzwi.
Dzień dobry, jestem Liam Payne. Ja w sprawie Danielle Peazer... powiedział wchodząc do pomieszczenia.
Witam, Tom West, lekarz prowadzący panią Peazer mężczyzna uścisnął jego dłoń. Pan jest z rodziny?
Można to tak nazwać...
Pani Peazer za dużo wzięła sobie na głowę. Zemdlała z przemęczenia i głodu, gdy schodziła po schodach. Stąd ta noga w gipsie lekarz kontynuował.- W sumie to nic poważnego. Kilka siniaków i anemia. Coś czuję, że jak ją wypuścimy zbyt wcześnie to niedługo znów tu trafi. Pobierze żelazo i inne leki, witaminy, unormujemy wszystko i ją wypiszemy.
Oczywiście... Dziękuję bardzo.


I pognał do Dan? nie dowierzała Els. Szli z wąską uliczną pomiędzy Piccadilly i Jeremy Street.
Jak głupi!
On ją wciąż kocha. Z wzajemnością...
Wiem, kochanie, wiem... Ale co my możemy zrobić? zagadnął Louis.
Jeszcze nie wiem. Ale coś wymyślę! Nigdy nie lubiłam Sophie, a Danielle jest przeurocza... Mam pomysł. Powieśmy Smith za te jej kudły. A jak Harry? Eleanor zmieniła temat.
Reporterzy ciągle nie dają mu spokoju... Nie mam pojęcia co on zrobił. Wyrobili mu opinię i teraz będzie trudno ją zmienić.
Grunt, że ma was uśmiechnęła się lekko El.
I Robertę.
Kogo? zaciekawiła się dziewczyna. Już taka była. Wesoła, konkretna,
ciekawska i prostolinijna. Louis cieszył się, że taka osoba zwróciła na niego uwagę. Spojrzał na jej długie, brązowe, proste włosy. Mały, lekko zadarty nosek zdobył gładką twarz.
Zabawną Hiszpankę, którą poznał przez Internet.
Żartujesz?
Nie. Zaczyna wpadać.
Hm... Niedługo święta, a później... Co powiesz na Sylwester w Hiszpanii? uśmiechnęła się szeroko Calder.
Dobry pomysł kochanie. Harry się ucieszy Lou przytulił mocniej swoją dziewczynę. Jesteś nie tylko piękna, ale i mądra.
− Jedno z nas musi.


Zamawiam pizzę, chcecie? zagadnął Niall, wchodząc do salonu w domu Harry’ego. Znów. Styles wylegiwał się na sofie i pisał z Robertą, a Zayn stroił się przed lustrem. 
No jasne! uśmiechnął się Harry znad ekranu laptopa.  W kuchni nad zlewem powinny być jakieś ciastka.
Idę do Perrie, więc z nią zjem. 
Albo ją - zarechotał Hazza. 
Taka opcja nawet bardziej mi pasuje mulat znacząco poruszył brwiami. - I jak wyglądam? 
Jak ciasteczko uśmiechnął się Niall. 
Uważaj, żeby Horan cię nie schrupał zaśmiał się Styles, który miał wyraźnie bardzo dobry humor. 
Malik to smakowity kąsek  zachichotał blondas. Ale preferuję pizzę dodał i oddalił się, by zamówić posiłek. 
Dobra, ja lecę Zayn pożegnał się z Harrym i wyszedł z domu. 
Styles szybko włączył kamerkę i zaczął rozmowę z Robertą. 
Witam kochanie   uśmiechnął się szeroko. Boże, jak mu jej brakowało.
Cześć Typie. 
Jakże miłe powitanie. Co tam miśku?
Powolutku do przodu. A ty? 
Była Liama jest w szpitalu, Lou pognał do Els, Zayn do Perrie, a ja i Niall marnujemy się w domu. 
Cóż za strata dla ludzkości Roberta wysiliła się na powagę.  
„Kocham jej głos...” 
Jest masa fanek, które chętnie skończą w waszych łóżkach dodała Rob. 
Wolę nie... odparł poważnie Styles. Zbyt poważnie. Przypomniały mu się wyzwiska rzucane pod jego adresem.
Harry, co się dzieje? zapytała z wyraźną troską w głosie. 
I dostała odpowiedź. Najszczerszą prawdę... Harry opowiedział jej wszystko. Co on zrobił tym wszystkim ludziom, którzy tak go nienawidzili? Czemu uwzięli się tak na niego? Dlaczego? Czuł niemiłosierny ból gdzieś wewnątrz siebie, w sercu. I nie wiedział jak sobie z tym poradzić. Nie wiedział, kto może mu pomóc.
Ej, Słońce... Nie martw się. Nie jesteś sam w tym podłym świecie. Z tego co mówisz, masz fantastycznych przyjaciół, za których powinieneś dziękować Bogu. No i masz... Mnie... 
Wiesz... zaczął Harry. Dla tego „słońce” i dla ciebie, chyba nawet warto to znosić. 
Kretyn uśmiechnęła się Roberta. W duchu przeklinała taki los, jaki spotkał Stylesa.
Moja pi...
Pizza! krzyknął Niall i wbiegł do salonu. 
Chodź, poznasz Robertę. 
Tę!? zdziwił się Horan. 
Mhm... uśmiechnął się Harry szeroko. 
Boże, opowiadałeś o mnie znajomym? jęknęła Rob. 
Wszystko z miłości. 
Cześć, Roberta.
Niall, jesteś głodna? zagadnął wesoło blondyn. 
No jasne, wyślij mi kawałek pizzy przez Twittera zachichotała Rob. 
Kiedyś zabiorę cie na pizzę obiecał Niall i zarobił gazetą w głowę. 
Horan... warknął Harry. 
Patrz jaki krejzi dżejzi zazdrośnik zarechotał Niall. 
Dobra, chłopcy nie przeszkadzam wam. 
Szkoda... jęknęli.
Wybaczcie po pożegnaniu Roberta odłożyła komputer na łóżko. 
Ustawiła sztalugę i naszykowała płótno. Włączyła swoją playlistę, chwyciła paletę z farbami i pędzel. 
Zaczynamy abstrakcję. 


Liam...? odezwała się zachrypniętym głosem Danielle. Leżała na szpitalnym łóżku, którego białe prześcieradło i poduszka były w kolorze twarzy dziewczyny. Jej włosy tworzyły aureolę wokół głowy.
Hej Mała, jak się czujesz? uśmiechnął się Payne. 
Siedział obok łóżka dziewczyny, na krześle. Kark bolał go niemiłosiernie, jednak wiedział, że jeszcze musi wytrzymać.
Jakoś... Jak długo tu jestem? 
Jakieś dziesięć godzin powiedział chłopak spoglądając na zegar, na wyświetlaczu telefonu. 
A ty? 
Troszkę mniej... 
Idź do domu. Odpocznij. Nie musisz ze mną siedzieć. 
Nie muszę odparł Liam i wstał. Zdjął buty i ułożył się na łóżku obok Dan. Ale chcę objął dziewczynę i pozwolił jej wtulić się w swoje ciało. 
Brakuje mi ciebie... szepnęła Danielle i zamknęła oczy. 
Liam wzmocnił uścisk i pocałował dziewczynę w skroń. 
„Mi ciebie też...” 





Rozdział 6


Panno Blanco, proszę powtórzyć, co mówiłam... odparła pani Orta,
nauczycielka muzyki. Roberta szybko schowała telefon w rękaw białej koszuli.
Em.. Przepraszam bardzo, to już się nie powtórzy... powiedziała dziewczyna patrzą na zeszyty na ławce.
Zostań po lekcji, proszę.
Oczywiście Rob wysiliła się na uśmiech.
„Będę miała problemy” pomyślała i starała się skupić na lekcji  „Jeszcze pięć minut...”
Po zakończonych zajęciach podeszła do biurka i spojrzała na siedzącą kobietę
Jesteś cudowną dziewczyną, fantastyczną uczennicą... Co się z tobą ostatnio dzieje, Roberto? zaczęła nauczycielka, kiedy ostatni uczeń zamknął za sobą drzwi.
Trochę ostatnio... Poluzowałam... sobie... odparła niepewnie Rob. Przepraszam.
Za miesiąc, w styczniu, masz egzaminy środkowo roczne... Za ponad pół roku egzaminy końcowe... Nie możesz sobie teraz poluzować. Przez ostatnie dwa miesiące ciągle siedzisz z telefonem, nie uważasz na lekcjach... Jesteś moją wychowanką, jednak nie mogę ciągle przymykać oko na twoje zachowanie.
Wiem... Mam tego świadomość...
Wybrałaś, mimo wszystko luźne przedmioty... Muzyka, plastyka, malarstwo są pięknymi, otaczającymi nas na co dzień przedmiotami. Jednak... Najpierw zdobądź dobre wykształcenie i pracę, a dopiero później spełniaj marzenia...
Wiem... Obiecuję, że się poprawię. Egzaminy zdam śpiewająco uśmiechnęła się Roberta. Ostatnio trochę mi odbijało, ale dam z siebie wszystko...
Wierzę ci. Ale jak na następnej lekcji zobaczę cie z telefonem, albo jakiś nauczyciel mi o tym doniesie... nauczycielka pogroziła palcem, robiąc zabawne miny.
Nic takiego nie będzie miało miejsce! W święta będę się uczyła powiedziała szybko Roberta, uśmiechnęła się. Dziękuję bardzo Dodała i wyszła z sali.
„Muszę bardziej uważać...” pomyślała i w tym samym momencie przyszedł SMS od Harry'ego.
Od ponad dwóch miesięcy pisali ze sobą nałogowo, z dwoma lub czterema godzinami przerwy na sen. Co było dość kłopotliwe, gdyż zmęczenie dawało się we znaki.
„ CHOLERA, ON CHCE DO MNIE ZE ZNAJOMYMI NA SYLWESTRA PRZYJECHAĆ?” z niedowierzaniem jeszcze raz przeczytała SMS-a. I jeszcze raz. I kolejny. Pognała w kierunku swojej szafki, wprowadziła kod, wrzuciła książki i zeszyty, wzięła kurtkę i zatrzasnęła.
„Poncho, gdzie jesteś...!?” krzyczała w myślach, biegając jak szalona po szkolnym korytarzu.
On chce tu przyjechać! szepnęła konspiracyjnie, gdy już znalazła przyjaciela. Siedział na ławce przed szkołą i czytał coś zawzięcie.
Kto? spojrzał na nią znad kartek papieru.
No on...
On?
Ty jesteś taki tępy czy udajesz? westchnęła wznosząc oczy ku górze. Harry szepnęła Blanco.
To cudownie! ucieszył się Martinez.
Cudownie? jęknęła Rob. To koszmarnie...
Jesteś chora psychicznie!
Słucham...? Roberta usiadła obok przyjaciela.
Nawijasz o kolesiu przy każdej możliwej okazji. Ciągle piszecie, gadacie czy coś... Spotkanie to będzie przełomowy moment waszej znajomości.
Kurna, Poncho, ty nic nie rozumiesz...
To mi wytłumacz? chłopak silił się na stoicki spokój.
Chodzi o to, że jak on przyjedzie... Zobaczy mnie... I mój świat... Roberta jęknęła żałośnie. Zrobiłam sobie nadzieję na coś co jest dla mnie nieosiągalne. Odległe jak gwiazdy...
Ej, kochanie... chłopak objął przyjaciółkę. Gdybym nie był gejem to bym się za ciebie wziął. Igancio mówi to samo zaśmiał się. Ludzie po to wynaleźli statki kosmiczne, żeby dosięgać gwiazd. Skąd wiesz, że Harry nie czuje tego samego?


Już półgodziny nie odpisuje...
Spokojnie, może ma lekcje czy coś uśmiechnęła się Els.
Albo teraz będzie mnie już totalnie olewać jękną Styles.
Błagam cię... Piszecie tyle czasu. Sądzę, że ona czuje coś podobnego do ciebie odparł Louis.
Ja jestem tego pewna dodała Eleanor.
Telefon zabrzęczał oznajmiając, że przybyła nowa wiadomość. Harry gwałtownie odwrócił się w stronę urządzenia leżącego na stole.
Odpisała... powiedział, spoglądając na wyświetlacz.
„Przeczytać, nie przeczytać...? Kurna... Chce znać odpowiedź?” zastanawiał się w myślach.
Czytaaaj! poganiała Calder.
Boję się...
Louis powiedziała Els.
Tomlinson wstał, wziął telefon od przyjaciela i odczytał wiadomość.
Zaprasza nas do siebie Lou uśmiechnął się triumfalnie. Pisze, że ma domek w Costa Blanca, więc nie będzie problemu z noclegiem czy coś. I, że cieszy się, że wreszcie nas pozna, a szczególnie Harry'ego.
Taaak, to było straszne zachichotała Els. Pewnie nas w tym domku zgwałci dodała i wybuchnęła śmiechem. Po chwili Louis dołączył do niej. Śmiech tej dwójki był tak zaraźliwy, więc i Harry dołączył do nich, mimo że śmieli się po części z niego.
Napiszę jej, że przylecimy 27 grudnia i zostaniemy przez tydzień powiedział Lou, gdy już się opanowali.
Rewelacyjnie uśmiechnęła się Eleanor. Pogadam z Danielle może poleci z nami.
Jak ona się trzyma? zagadnął Harry.
Ciężko jej. Liam zachowuje się jakby ona coś dalej dla niego znaczyła. Odwiedza ją, robi zakupy, nie chce, żeby się przemęczała. Potrafi ją przytulić, ale mimo wszystko jest z tą nadętą Smith. Jezu, jak ja nie lubię tej tępej dzidy.
Spokojnie, kochanie Louis przytulił El.
Kurczę, ale taka jest prawda. Niech ten wasz przyjaciel się zdecyduje. Albo chociaż nie robi nadziei biednej Dani...


„Wdech, wydech, wdech... Ech, to nie pomaga...”  Roberta obiecała sobie, że w końcu powie przyjaciółkom o Harrym.
Po powrocie do domu wysłała obu dziewczynom SMSy. Przebrała się w długą, zwiewną, żółtą spódnicę oraz czarną bokserkę i wyruszyła do knajpki, gdzie miały się spotkać.
Gdy weszła do środka, koleżanki już na nią czekały.Kawiarenka była urządzona w nowoczesny sposób, tak, że młodzież z przyjemnością spędzała w niej ciepłe, weekendowe dni.
Cześć uśmiechnęła się, gdy już usiadła naprzeciw dziewczyn.
No witamy, to co nam chcesz powiedzie? uśmiechnęła się Maite.
No tak, najlepiej przejść do konkretów... Tak zrobiłaby Paz, jednak Roberta... Nie potrafiła w Prost powiedzieć przyjaciółkom, co czuje... W duchu podziękowała, gdy Lupe zaproponowała, by zamówić coś do picia.
W sumie, dobry pomysł. To co chcecie? zagadnęła Maite, a po zebraniu od nich zamówień, pognała w kierunku przystojnego faceta, który obsługiwał klientów. Wróciła zadowolona, nie tylko z napojami, jakie dziewczyny zamówiły, ale również z numerem telefonu tego chłopaka.
Proszę bardzo dziewczynki uśmiechnęła się, siadając obok Olmos. A teraz mów co się dzieje.
„Wdech, wydech, wdech... Dam radę. Przecież to nic takiego... Egh.”
Więc... Poznałam kogoś jakiś czas temu... zaczęła Roberta, czując jak brakuje jej powietrza.
Dało się to zauważyć... rzuciła Paz, sącząc przez słomkę napój.
Byłyśmy ciekawe kiedy nam o nim powiesz dodała Lupita.
Ale jak...?
Słońce, znamy cię dość dobrze. Zachowywałaś się inaczej ostatnio.
A jak się laska dziwnie zachowuje to bankowo chodzi o faceta dokończyła Maite. Ale mów kto to.
Harry z One Direction wyrzuciła z siebie Roberta, a Paz wybuchnęła gromkim śmiechem. Mówię serio.
Ale jak to...? zadziwiła się Lupe.
Normalnie...
Odpowiedź wyjaśniająca wszystko... Nie mów, że napisał do ciebie na Twitterze. Dziewczyna spojrzała na twarz przyjaciółki i walnęła się otwartą dłonią w głowę. Serio? Przez portal społecznościowy?
Oj, Maite... Kurna, zrozum mnie. Jakby to był Justin Timberlake to wszyscy w Alicante by to tym wiedzieli. Nie chciałam robić nie wiadomo czego, skoro sama nie byłam pewna, czy w ogóle chcę z nim pisać.
Co sprawiło, że nam powiedziałaś?
On tu przyjedzie odparła Rob. Na Sylwestra, razem z kolegą i dziewczyną kolegi. Chcę, żebyście też z nami wtedy posiedziały, pobawiły się i w ogóle.
            A jeśli nam się nie spodoba to dajesz sobie z nim spokój. Słyszałam, że z tego całego zespoliku to on jest najbardziej skory do romansów. Nie chce, żebyś cierpiała Lupe ścisnęła dłoń Roberty.
            Można się było się spodziewać, że Olmos co by się nie działo, będzie wspierać Blanco. Obie spojrzały wyczekująco na Maite.
Nie powiedziałaś nam o tak przełomowym wydarzeniu w całym istnieniu ludzkości! zarzuciła teatralnie Paz.
Ale... wtrąciła Blanco.
Nie przerywaj mi! Mam swoje warunki... uśmiechnęła się przebiegle blondynka.
Mianowicie...? zaciekawiła się Roberta.
Brunet Zayn jest mój... Maite dwuznacznie poruszyła brwiami.
Z tego co wiem on ma dziewczynę... Harry mówi, że im się nawet nieźle układa.
Dziewczyna nie ściana, da się przesunąć, a jak nie to zburzyć. Będę jak Miley w najnowszym teledysku zachichotała, a dziewczyny poszły jej śladem. A teraz Lupe, opowiadaj nam, co u Juana, którego poznała w kościele.
Powolutku do przodu uśmiechnęła się tajemniczo Olmos.
Serio poznałaś go w kościele? zaśmiała się Rob.
Nie każdy poznaje gwiazdki przez Twittera odgryzła się Lupe.


Cześć moja Piękna uśmiechnął się Harry, gdy na monitorze pojawiła się twarz Roberty.
Nie słódź cwaniaku odparła.
Mimo wszystko uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała, gdy Hazza witał ją w ten sposób. Ogólnie, go uwielbiała...
Jasne.. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cie zobaczę... Kurde. Bałem się dziś jak małe dziecko, kiedy nie odpisywałaś.
Dlaczego?
Bałem się, że coś popsułem.
Wariat jesteś uśmiechnęła się Roberta. Ja się boję, że popsuję.
Idiotka. Przenigdy. Oglądasz telewizję? zagadnął, słysząc jakieś dźwięki.
Jestem na tyle zarąbista, że to telewizja ogląda mnie rzuciła Roberta, a Styles zaczął się śmiać jak opętany. I kto tu jest psychiczny?
Nie moja wina, że rozśmieszasz mnie, nawet kiedy tego nie chcesz.
Harry...? Roberta nagle spoważniała.
Tak Słońce?
Co według ciebie jest najważniejsze w naszym istnieniu? pytanie, które padło z ust dziewczyny zaskoczyło Stylesa.
Najważniejsze...?
Tak. Najważniejsze. Chyba powinna być taka rzecz czy coś...
Dążymy do tego, bo znaleźć to najważniejsze coś... To wiem na pewno. Ale co jest najważniejsze dla mnie...? Nie mam pojęcia.
Cóż... uśmiechnęła się Roberta.
A według ciebie?
Kiedy mi ty odpowiesz to i ja. Teraz możesz mi coś zaśpiewać.
Dla pięknej pani wszystko uśmiechnął się Harry i zaczął śpiewać.
A głęboki tekst piosenki uderzył prosto w serce Roberty. Z każdym kolejnym słowem dziewczyna coraz bardziej się w niej zatracała. Ochrypnięty głos Harry'ego był wszystkim, czego właśnie potrzebowała. Gdy zamknęła oczy wszystko odczuwała z podwojoną mocą. Ostatnie powtórzenie refrenu, ostatnie słowa...
Przepiękna... uśmiechnęła się lekko, gdy Harry zakończył swój solowy występ tylko dla niej. Nigdy nie słyszałam tak pięknej piosenki.
Starałem się stwierdził Harry.
„Dałeś z siebie więcej niż na koncertach, żeby tylko Robercie się spodobało...” odparł w myślach.
Serio jest cudowna, możesz mi ją śpiewać cały czas zaśmiała się lekko dziewczyna .
 „Musisz...” dodała w myślach i dalej komplementowała chłopaka. 
A on...? Spijał każdy komplement z jej ust, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie dane mu ich zasmakować...
A tak w ogóle, pamiętasz, że obiecałeś, iż napiszesz dla mnie piosenkę? przypomniała Roberta.
Jasne, a ty mi słownik uśmiechnął się. Nie mogę się doczekać, tego, co będzie za dwa tygodnie... dodał po chwili.
Nie tylko ty...

Gdzie byłeś? zapytała z wyrzutem Sophie, gdy Liam wszedł do swojego pokoju. Jak ona znalazła się w jego domu?
U znajomej odparł wymijająco Payne, wchodząc w głąb pomieszczenia.
U niej, prawda? Sophie wstała, tak by zrównać swoją twarz z twarzą chłopaka.
Ona ma imię. Danielle rzucił Liam
Co ona ma w sobie, że nawet kiedy mówisz, iż kochasz mnie to lecisz do niej? Ja w ogóle coś dla Ciebie znaczę? Znajdziesz dla mnie czas w swoim napiętym grafiku? Może pomiędzy próbą, wywiadem, spotkaniem czy wizytą u niej? Liam jednym krokiem znalazł się przy Sophie, zacisnął rękę na jej szyi.
Nie waż się tak mówić o Danielle wysyczał, a gniew hulał w jego oczach.
Był wściekły. Nie tylko z powodu nastawienia Sophie do Danielle, ale również dlatego, że Dan stwierdziła, że nie chce już go więcej widzieć, że nie chce, by ktoś bawił się jej uczuciami.
Przecież on się nią nie bawił!
Kochasz ją? Liam nic nie odpowiedział tylko agresywnie wpił się w wargi Sophie.
 Gwałtownym ruchem ściągnął z dziewczyny sukienkę i odrzucił na bok. Kilka guzików z zapięcia sukienki poturlało się po podłodze.
Przecież nie ma lepszego sposobu, by zapomnieć o kimś kogo się kocha niż oddanie się komuś obojętnemu.

Cześć babciu Roberta ucałowała starszą kobietę.
Coś taka szczęśliwa? zaciekawiła się Estefania.
La vida es bella, babciu zachichotała Roberta.
Jakie imię ma farciarz?
Proszę cię, czy faceci są jedynym powodem uśmiechu dziewczyn?
W twoim wieku tak zaśmiała się Estefania przytulając wnuczkę.
„Byłoby cudownie, gdyby tak młoda istotka zaznała wreszcie szczęścia...” pomyślała Esperanza.

Qué piensa usted de él?* zagadnął Niall, wskazując na Stylesa, kiedy wieczorem, razem z , Louisem i Eleanor gadali z Robertą przez kamerkę.
Se puede hablar en Español?  zdziwiła się Roberta.
Sí, pero ellos no sabe Español  uśmiechnął się przebiegle Horan. Pewnie władał tym językiem. Respóndeme.
Es no fácil... 
Ahora que hay modo rzucił Niall, a Roberta uśmiechnęła się szeroko. 
A palabras necias oídos sordos.
Właśnie mnie uraziła... oburzył się Horan. Wychodzę. I tak za mną zatęsknisz! uśmiechnął się szeroko do Roberty i wyszedł. 
   O czym gadaliście? zapytał Harry.
              Kiedyś ci opowiem odparła wymijająco nastolatka. Algún día.
              
Może nas nauczysz jakiś podstawowych zwrotów, żebyśmy nie zrobili z siebie debili jak tam polecimy zaproponował Louis.
           
I tak zrobicie z siebie debili zachichotała Eleanor, a Roberta do niej dołączyła.
            Od pierwszych słów wymienionych z Robertą, dziewczyny przypadły sobie do gustu. W sumie oni
Harry i Louis byli im teraz zbędni.
              
Pytajcie, o to, co chcecie wiedzieć -odparła Roberta, gdy już się opanowała.
              
Ile to kosztuje?
              
Wiedziałem, kochanie, że o to spytasz zaśmiał się Louis i pocałował Els we włosy. Miłość między tą zakręconą dwójką, między Louisem a Eleanor był tak widoczna... Coś wspaniałego, coś czego może zazdrościć...
            
Cuanto cuesta esto? uśmiechnęła się Roberta.
              Eleanor powtórzyła za nową znajomą, ba! przyjaciółką, pytanie.
            
Widzisz kochanie, jaka jestem zdolna uśmiechnęła się Calder zalotnie. Louis położył się na niej i zaczął całować.
           
Nie tylko zdolna, ale i piękna, mądra, inteligentna... wymieniał pomiędzy pocałunkami.
           
Dios mío... westchnął Harry, a Roberta wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
          
Co źle powiedziałem? zapytał Styles. Ostatnie o czym marzył to gafa prze tą dziewczyną.
            
Nie moja wina, że rozśmieszasz mnie, nawet kiedy nie chcesz rzuciła Roberta, uśmiechając się figlarnie.
           
Ej! oburzył się teatralnie Harry. Nie podkradaj mi tekstów.
           
Wybacz skarbie.
           
Harry się chwalił, że jesteś bardzo zdolna... uśmiechnęła się Eleanor, która siedziała już na kolanach Louisowi.
            
W jakim sensie...?
           
Mówił, że grasz na gitarze, śpiewasz i do tego malujesz odparł Lou.
           
Zaśpiewaj nam coś poprosił Harry.
            Roberta odłożyła komputer na szafkę obok łóżka, sięgnęła po gitarę stojącą obok.
            
Nie ponoszę winy, za uszkodzenie waszego słuchu zachichotała i przejechała palcami po strunach gitary.
           Wybrała jedną z wolniejszych piosenek Justina Timberlake'a. W oryginale była ona grana na pianinie, więc Roberta obawiała się, że trochę „pokrzywdzi” tą piosenkę grą na gitarze. Zanurzyła się w dźwiękach, które wydobywała z instrumentu. Pewnie szarpała struny gitary, bez wahania. Starała się śpiewać jak najczyściej. Ostatnie wersy. Ostatnie słowa: „And you'll never get to love me...”, Roberta wyszeptała. Jeszcze kilka dźwięków i... zakończyła swój utwór.
         
Żyjecie? uśmiechnęła się i odłożyła gitarę na bok.
          
To było... zaczęła Eleanor, szukając odpowiednich słów.
         
Było... wparował jej w słowo Louis, jednak sam nie wiedział, co powiedzieć.
         
Idealne wyszeptał Harry.
         
Dalekie od ideału uśmiechnęła się Roberta.
         
Bierzesz udział w jakiś konkursach, czy coś...? zapytał Louis.
         
Skupiam się na malowaniu, szkicowaniu. Na obrazach ogólnie rzecz biorąc odparła Roberta.
         
A co z muzyką? zapytała Calder.
         
Muzyka to coś fantastycznego, ale nie ciągnie mnie do niej tak jak malowania odpowiedziała Blanco.
        
Żałujemy uśmiechnął się Harry.
        
Ja nie. Lubię to, co robię, a to jest w życiu najważniejsze odparła Rob.  Zresztą, stanowiłabym ogromną konkurencję dla One Direktion, więc nie powinniście żałować.


               
Koniecznie musisz to przymie... Roberta wparowała do przebieralni, gdzie zastała Celinę w samej bieliźnie, w ręku trzymała sukienkę, którą właśnie zdjęła.
               Jej brzuch i uda pokrywały szkaradne, krwiste linie. Niektóre z cięć układały się w wyrazy, inne w całe zdania, a jeszcze inne było po prostu kreskami, kołami, rysunkami. Blanco zakryła usta dłonią. Jeszcze nigdy nie widziała tak pokaleczonego ciała. Podbiegła do przyjaciółki i przytuliła ją mocno. Łzy Cel moczyły jej koszulkę, jednak ona nie zważała na to.
             
Cii, Celina, wszystko będzie dobrze... Spokojnie... Wszystko będzie dobrze powtarzała Rob, gładząc włosy przyjaciółki.
            
Nic nie będzie dobrze... wyszeptała Celina.
               Miała rację.
~*~
Rozmowa z Niallem;
N; Co o nim myślisz?
R; Umiesz rozmawiać po Hiszpańsku?
N; Tak, ale oni nie znają Hiszpańskiego. Odpowiedz mi.
R; To nie jest łatwe
N; Kuj żelazo, póki gorące
R; Nie należy słuchać rad ludzi, którzy nie znają się na rzeczy.



 Roberta weszła do domu niczym tajny agent. Od podwórka słyszała dziwne poruszenie, krzyki. Co jest...?
Sądzisz, że nie wiedziałam, gdzie tak naprawdę lecisz na delegacje? podniosła głos Milagros, mama Roberty.
Proponuję dobry dla ciebie układ odparł spokojnym tonem Salvador.
Czy ty wiesz co do mnie mówisz...? jęknęła rozpaczliwie Mila. Zdradzałeś mnie tyle lat... Przecież ja doskonale o tym wiedziałam. Mimo dalej cię kocham... I...
Robisz melodramat... Mój adwokat ma dogadać się z twoim. Proponuję wysokie alimenty i domy w Alicante i Costa Blanco. Swoje rzeczy postaram się zabrać po świętach oznajmił twardym tonem mężczyzna.
 Mama Roberty ciężko wciągnęła powietrze... W Robercie się buzowało.
Salvador...A co z dziećmi...? Pomyślałeś o Rob i Loli?
Zostaną z tobą. Będę płacił alimenty i odwiedzał.
W dupie mam twoje odwiedziny! Roberta nie wytrzymała. Wbiegła do salonu, gdzie trwała dyskusja rodziców. Wynoś się stąd! Już! Nie chce cię widzieć...  krzyknęła, a krzyk przerodził się w głośny szloch.
Podbiegła do mamy i wtuliła się w drobne kobiece ciało.
Roberto, kochanie... zaczął ojciec.
Powiedziałam wyjdź powiedziała poważnie.
 Zrezygnowany Salvador opuścił dom, a Roberta i Milagros rozpłakały się na dobre.


  Tu może być?  zapytał po raz setny Harry.
Od godziny męczył się z ustawieniem choinki w salonie w rodzinnym domu. Jego mamie jednak nie pasowało żadne miejsce ustawienie świątecznego drzewka. Ile można?
Idealnie uśmiechnęła się w końcu zadowolona Anne, wchodząc do salonu z ogromnym kartonem wypełnionym ozdobami świątecznymi.
Wspólne ubieranie choinki było ich tradycją. Harry, Gemma, Anne i jej obecny mąż Robin od kilku lat spotykali się 24 grudnia i razem dekorowali drzewko. W obecnej chwili brakowało tylko siostry Harry'ego i ojczyma.
Chodź synek kobieta usiadła na sofie, a obok niej Hazza wtulający się w mamę. Nie wierzę, że lecisz do całkiem nie znanej dziewczyny. To totalna głupota.
A jeśli to ta jedyna, mamo?
To tak czy siak los popchnie was ku sobie...
Ale chyba lepiej ruszyć tłustą dupę i zawalczyć...
Wcale nie masz tłustej dupy kochanie uśmiechnęła się Anne.
No proste, że nie mam, ale to było tylko tak zaśmiał się Harry.   Chodzi o to, że ja serio chcę o to zawalczyć.
Muszę cie wspierać, nie?
Nie musisz, ale będziesz, bo mocno mnie kochasz odparł Harry, a Anne złożyła krótki pocałunek w jego włosach.
Jesteś moim malutkim synkiem, oczywiście, że cię kocham.


Tradycyjny pochód hiszpański... Roberta razem z Lolą, Milagros i Estefanią maszerowała ulicami Walencji. Wszyscy byli w świątecznych, radosnych nastrojach. W końcu świętowali Navidad
Po uroczystej procesji i modlitwie przy stajence, dziewczyny wróciły do domu babci Esperanzo. Stół uginał się pod wigilijnymi potrawami: owoce morza, jamon, różne wędliny. Po przystawkach przyszedł czas na consome. Przy deserze cieście drożdżowym z dużą ilością migdałów i owoców które panie zjadły w salonie, panowała przyjemniejsza atmosfera, jednak... 
Każda z kobiet wewnętrznie przeżywała odejście Salvadora. Najbardziej Roberta. Była bardzo związana z ojcem. Jego odejście, zdradzanie mamy bolały ją bardzo mocno... Kto może jej pomóc...? Harry...?

Wieczorem przed Bożym Narodzeniem, Harry leżał już w swoim pokoju, gdy przyszedł SMS od Roberty. Po jego odczytaniu, nie wiele myśląc, zadzwonił do dziewczyny.
Co się dzieje skarbie...? zapytał, gdy dziewczyna odebrała telefon. 
On ją zdradził. Nas zdradził... szlochała Roberta, ledwo łapiąc oddech. 
Kochanie... Co się stało...? Kto was zdradził?
Mój ojciec...


Całą noc Harry przegadał z Robertą. Dziewczyna mogła się w spokoju wypłakać, a on... Słuchał, pocieszał, starał się rozśmieszyć... i udawało mi się. Zasnęli, gdy słońce budziło się nad Londynem. 
Po południu Harry razem z rodziną zasiadł do świątecznego obiadu. Tradycyjne świąteczne potrawy, rodzinna atmosfera. Harry pomyślał o Robercie, dla której te święta były koszmarem. 
Sam doskonale wiedział, co właśnie czuła dziewczyna. Kiedyś też był w podobnej sytuacji. Tylko... on o wiele mniej rozumiał. Był przecież dzieckiem, kiedy jego rodzice się rozwiedli, a Roberta...
„Moje biedne słoneczko...” pomyślał, delektując się puddingiem.


W drugi dzień świąt Poncho odwiedził Robertę w Walencji. Przyjaciele przesiedzieli na schodach przed domem wiele godzin. Dziewczyna wyrzuciła z siebie wszystko, co czuła. Była szczera, przecież to był jej Poncho. Najlepszy przyjaciel, kompan zabaw, ten który ją pocieszał, kiedy dziewczyna dostała słabą ocenę w szkole, tan który pocieszał po stracie faceta, ten, który zawsze ją rozśmieszał, ten, który jako jedyny mężczyzna wiedział o niej wszystko. Roberta oparła głowę o ramię Marineza.
           
Nie umiem sobie z tym poradzić... odezwała się Blanco.
           
Wiem.. Zachował się jak dupek...
           
Nienawidzę facetów... jęknęła Roberta. Poza tobą, ciebie kocham uśmiechnęła się, widząc minę przyjaciela na wzmiankę o nienawiści.
          
I poza Harrym, jego też kochasz...
          
Poncho... Ja go nawet na oczy nie widziałam... westchnęła Blanco.
          
Ale zobaczysz uśmiechnął się Martinez. To już jutro...
          
Wiem... I nie mogę w to uwierzyć...

            Właśnie... Następnego dnia pozna Harry'ego. Przytuli się do niego, usłyszy jego głos... Jak szybko minęły miesiące odkąd go poznała. Od pierwszej wiadomości...
           To już jutro...


Rozdział 7



Poncho siedział na twardym krześle z głową odchyloną do tyłu. Roberta chodziła między ruchomymi schodami, a kasami. Ludzie obserwowali ją z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna z zielonymi pasemkami, wymyślnej, kolorowej spódnicy i bluzce z śmiesznym nadrukiem zachowywała się niczym obłąkana.
Uwaga! Lotnisko zawaliło się, bo pewna ekscentryczna dziewczynka wydeptała dziurę w podłodze ogłosił Martinez i zaczął się śmiać.
Jesteś największą świnią rzuciła Roberta, a Poncho śmiał się w najlepsze.
Przyjaciel wstał, podszedł do dziewczyny i przytulił ją.
Zwariuję Poncho, wiesz...?
Już zwariowałaś zachichotał Poncho, a Blanco walnęła go w ramię.
Lubię agresywne laski, kochanie, ale nie przeginaj odezwał się jakiś zachrypnięty głos, kiedy przyjaciele odwrócili się w kierunku, z którego pochodził, zobaczyli Harry'ego i trójkę młodych ludzi za nim.
Styles podszedł do Roberty, a ona automatycznie wtuliła się w jego ciało. Wtuliła... Taaa, gdyby nie jego dłonie podtrzymujące ją w pasie, upadłaby. Otoczył ją jego zapach, najcudowniejszy zapach świata. Dios mío...
  Jezu... Nie wierzę, że tu jestem... szepnął Hazza prosto do ucha dziewczyny. Poczuł coś mokrego na koszulce, więc objął dłońmi twarz Rob.
Ej, słońce... Nie płacz... Aż taki straszny jestem? zapytał, a kciukami delikatnie starł łzy z jej policzków.
Dios mío, nie wierzę, że tu jesteś... odezwała się łamiącym głosem Roberta.
Właśnie obejmowała Harry'ego. Osobę, z którą przegadała większość ostatni dni i nocy, osobę, o której śniła i marzyła. Osobę, którą ko... Właśnie... Którą co?
Dajecie ładne przedstawienie skomentował Louis, za co oberwało mu się od Eleanor.
Poncho podszedł do przyjaciół Hazzy i zapoznał się z nimi. Po chwili która była stanowczo za krótka dla Blanco i Stylesa, a za długa dla ich przyjaciół  wyszli z budynku lotniska.
O MÓJ BOŻE TO HARRY I LOUIS! zaczęły piszesz jakieś dziewczyny i otoczyły ciasnym kołem chłopaków. Els, Dan i Rob razem z Ponchem oddaliły się w kierunku parkingu, zostawiając chłopaków z fankami. 
Danielle pojedzie ze mną, a reszta z Igaciem zarządził Martinez. No tak, tylko Igancio posiadał samochód, więc „bawił się” w kierowcę. Chwilę czekali na chłopaków i ruszyli do Costa Blanca. 


Wow, ładnie tu... Eleanor zachwycała się domem w Costa Blanca, gdy tylko samochód zatrzymał się na podjeździe. 
Dziękuję, mama wszystko urządzała uśmiechnęła się Rob. 
Weszli do salonu, gdzie powitała ich paleta kolorów. „I jakim cudem to wszystko do siebie pasuje?” Zdjęcia, rodzinne pamiątki ozdabiały półki. Na ścianach znajdowały się wesołe obrazy. Każdy z nich zawierał podpis R.B.
„Ona serio ma ogromny talent...” pomyślał Hazza oglądając obrazy.
Jest dekoratorką wnętrz? zagadnęła Calder, a Rob przytaknęła. A tata?
Blanco zastygła przy oknie, które akurat otwierała.
Zgłodniałem... rzucił Poncho zmieniając temat.
Ja coś ugotuję odparł Harry. Rob mi pomoże.
Spali kuchnie zachichotał Ignacio.
Ja ją nauczę stwierdził pewnie Styles, a Louis poruszył brwiami...
Czegoś z pewnością ją nauczy... zachichotał Tomlinson.
Albo ona jego. Taka opcja też jest  wtrącił Martinez.
Ja tu nadal jestem!- odparła podirytowana Roberta. Poncho, podzielisz pokoje i oprowadzisz resztę po mieszkaniu?
Oczywiście, kochanie. Do którego zanieść rzeczy Harry'ego? 
Obojętnie. 
Najbliżej Rob odezwał się w tym samym czasie Styles. 
Ok, zaniosę do twojego pokoju uśmiechnął się Martinez i wziął walizkę Hazzy.
Harry i Roberta zostali sami w salonie. Dziewczyna podeszła do półki ukrytej w kącie pomieszczenia i wzięła z niej książkę. 
Obiecałam uśmiechnęła się i poddała ją Stylesowi. Słownik. Harry zaśmiał się. 
Najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem.
Wiedziałam, że ci się spodoba uśmiechnęła się triumfalnie Balnco, a Hazza przytulił ją. 
A teraz do garów, Słońce...
Zaraz cię odeślę do Londynu... jęknęła dziewczyna. Prawda była taka, że nawet czajnik potrafiła spalić. Nauczyła się gotować tylko ulubione dania Estefanii, a reszta... Zostawiała wiele do życzenia.
Wygrałaś, ja gotuję.


Po zwiedzeniu domu Danielle, Louis z Eleanor oraz Igancio z Ponchiem wrócili do salonu. Roberta i Harry siedzieli przytuleni na sofie i rozmawiali ściszonymi głosami...
Jak ładnie pachnie... jęknął Poncho.
Roberta chciała zamówić, ale ją przekonałem do gotowania uśmiechnął się zadowolony Styles. 
Jeej, wygrałeś bilet na koncert One Direction! zaśmiał się Martinez.
Och! Uwielbiam ich! zapiszczał Harry.
Odbiegając od tego jakże interesującego tematu... Jakież to masz sposoby do przekonywania? zaśmiał się Louis. 
            Niezawodne zaśmiała się Roberta i wtuliła w Stylesa.


              
My się zbieramy uśmiechnął się Igacio i wstał od stołu. Poncho obiecał mi romantyczną randkę...
             
To oni...? To wy... Dan zaplątała się w słowach.
             
  Tak... Jesteśmy parą uśmiechnął sie dumnie Poncho.
              
O mój Boże... wyrwało się Tomlinsonowi. Niby pary tej samej płci były coraz bardziej spotykane on miał pewne uprzedzenie do nich. Może tylko dlatego, że ich fanki uwidziały sobie, że on i Styles są parą?
              
Lou, ciebie kochanie nie powinno to dziwić. Macie z Harrym się komu wygadać zaśmiała się Els.
            
Czy ja wiem. Lou ma ciebie, a Harry Robertę.
           
Tak, Ignacio ma rację. Takie drapieżne kotki zachichotał Poncho, a Roberta rzuciła w niego jaśkiem.


Dom był skąpany w świetle księżyca. Ciszę przerywał jedynie szum wody, gdzie nieopodal. Wszyscy już dawno spali... Hm... nie do końca wszyscy. Roberta siedziała skulona na balkonie. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało w dzień. Pomyślała o Harrym i poczuła coś dziwnego wewnątrz... Rój motyli porywających się do lotu. 
Dios mío... Uśmiechnęła się na wspomnienie momentu, w którym zobaczyła Stylesa.  Śniła o tym momencie przez kilka ostatnich dni... i... było nawet lepiej niż chciała by było. 
Nagle usłyszała za sobą delikatny szmer i dźwięk otwieranych drzwi.
Tu się schowałaś... zaśmiał się cicho Harry, usiadł obok dziewczyny i objął ją ramieniem. Bałem się, że uciekłaś...
Z mojego domu? zachichotała Rob.
Ode mnie... 
Nie mam ucieczki w planach.
Cieszę się, że tu jestem... szepnął po dłuższej chwili Harry, wzmocnił uścisk i złożył krótki pocałunek we włosach dziewczyny. A teraz chodź do pokoju, mam dla ciebie prezencik.
Kiedy byli już w pokoju, Roberta usiadła na łóżku. 
Zbłaźnię się, jeśli poproszę cie, żebyś zagrała na gitarze? zapytał Styles i podał dziewczynie kartkę z zapisem nutowym. 
Tak tyci- tyci zachichotała dziewczyna i chwyciła gitarę leżącą obok łóżka.
           Rob zaczęła grać pierwsze akordy, a Harry śpiewać.
Piosenka opowiadała o ludziach, którzy poznali się przez Internet i szybko stali się dla siebie niczym powietrze. O trudzie, żalu, ale i o szczęściu i miłości. Z każdym kolejnym dźwiękiem, Roberta bardziej zatracała się w melodii, w historii, którą opowiadał jej Harry. W historii, która była przeznaczona tylko dla niej. Pisana z myślą o niej... Dios mío...  Ze świstem wciągnęła powietrze, kiedy Harry zakończył śpiewać. Samotna łza spłynęła po jej policzku. 
Hazza podszedł do swojej walizki i wyciągnął z niej małe, błękitne pudełeczko przewiązane srebrną wstążką. Podał je Robercie z najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było go stać. Dziewczyna drżącymi palcami pozbyła się kokardki i otworzyła pudełko. Jej oczom ukazał się duży, srebrny motyl ze skrzydłami rozpostartymi do lotu, na długim łańcuszku. W kilku miejscach skrzydła ozdabiały delikatne, malutkie cyrkonie.
Jest przepiękny... uśmiechnęła sie Roberta. Hazza wyjął naszyjnik z rąk Blacno i pomógł dziewczynie zawiesić go na szyi. 
Mam nadzieję, że choć trochę umili ci to te święta...
Ty mi je umiliłeś odparła pewnie. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś... Wtedy...
Zawsze znajdę dla ciebie czas zapewnił Harry. Zresztą, parę lat temu ja byłem w takiej sytuacji. 


Przez większość nocy Harry i Roberta opowiadali na przemian o swoich dziecięcych latach. I nie tylko. Harry opowiedział raz jeszcze, o wyzwiskach kierowanych w jego kierunku. O samotności, braku zrozumienia... Aż w końcu o szczęściu, że wreszcie się spotkali. Zasnęli, kiedy nad Hiszpanią słońce budziło się do życia... Zasnęli wtuleni w siebie... Zasnęli szczęśliwi. Pierwszy raz od dawna. 


 − Nawet nie wiesz, ile razy chciałam mu wykrzyczeć, że go nienawidzę, że nigdy mu nie wybaczę tego, co zrobił, że to przez niego się męczyłam i byłam w szpitalu, że to przez niego mam takie ręce i nogi i brzuch, że to właśnie on popsuł mi marzenia i zniszczył psychikę.. Ale tego nie zrobiłam... Nie zrobię. Strasznie się boję... Boję się, że go stracę... Roberta mocno przytuliła Celinę. 
               − Pamiętaj, że nie jesteś sama. Co by się nie działo nie jesteś sama. Nigdy...
          − Zniszczę wszystko, co dotykał... Już to robię... Widzisz...? na dowód Cel podciągnęła bluzkę. Ślady na brzuchu były mocniejsze, straszniejsze niż ostatnio. Było wiele nowych, świeżych ran.
                 − Cholera jasna, błagam cię... Celina... Nie rób tego... Dla mnie... Każdy popełnia błędy, ale ty żałujesz. I to jest ważne. Błagam... łkała Roberta.
Na marne.


                 Wcześnie rano, Roberta obudziła się. Pokój był oświetlony słońcem, które wznosiło się nad morzem. Dziewczyna oparła się na łokciu, Harry spał obok niej. Oddychał równo, a oczy poruszały się szybko pod powiekami. Był tak spokojny... Tak piękny... Dziewczyna zasnęła ponownie z głową na ramieniu chłopaka. Motyl zwisający z jej szyi wdawał się latać pomiędzy ich ciałami...


Rozdział 8


             
Już wstaliście? zdziwił się Harry, wchodzą do kuchni, gdzie krzątały się Els i Dan.
            
Nie mamy w zwyczaju spania do południa uśmiechnęła się Eleanor.
             
Byłyśmy już nawet na zakupach odparła Danielle. Roberta jeszcze śpi?
             
Tak, zasnęliśmy nad ranem... Całą noc przegadaliśmy Styles usiadł przy wysepce kuchennej i oparł głowę na dłoniach. Ona jest rewelacyjna! Cudowniejsza niż ją sobie wyobrażałem. Jej głos jest piękniejszy niż przez telefon czy skype'a.
              
Lubię słuchać komplementy z rana. Nie przejmuj się moją obecnością, Harry, kontynuuj zaśmiała się Roberta, która nie wiadomo kiedy weszła do kuchni.
                
Pierwszy raz widzę czerwonego Hazzę!
                
Nie przyzwyczajaj się Danielle odparł Styles,
               
Mamy nadzieję, że nie masz nam za złe buszowanie po twojej kuchni uśmiechnęła się Els zmieniając temat.
               
Skądże Rob machnęła ręką i wyjęła szklankę z szafki, nalała do niej soku porzeczkowego i wypiła duszkiem. Czujcie się jak u siebie. Po zjedzeniu śniadania, a właściwie obiadu, możemy iść na spacer po plaży.
               
Świetnie! To my pójdziemy się przebrać uśmiechnęła się Dan.
               
I znajdziemy Lou i Poncha. Zaginęli gdzieś we dwóch, także boję się, że wrócę singielką do Londynu dodała Eleanor.
               
Nie sądzę, by ci to groziło zachichotała Roberta. Gapisz się... jęknęła, gdy została sam na sam z Harrym.
                
Wymyślam nowe komplementy, którymi mogę cię uraczyć... uśmiechnął się uwodzicielsko Styles.
               
Nie załapałeś, że żartowałam?
               
Nie moja wina, że biorę wszystko na serio. Zresztą Hazza machnął ręką. Każdy komplement jest jak najbardziej trafny.
                
Mam nadzieję, że nie będzie ich za dużo.
                
Zobaczymy... -Roberta podeszła do Harry'ego i przytuliła się mocno.
                Nie mogła uwierzyć, że to nie sen... Piękna, nieosiągalna bajka. Kiedy się obudziła i nie zauważyła obok siebie Stylesa, zamarła na chwilę. Jednak gdy przekręciła się na bok i poczuła jego zapach na  podusce, na której spał. A później zobaczyła jego siedzącego w kuchni... Poczuła... Właśnie, co poczuła...?
           
Jeśli w zamian za komplementy będziesz mnie przytulać, to będziesz je słyszała cały czas zaśmiał się Hazza pod nosem.
                
Głupek Roberta szturchnęła go w ramię... Cmoknęła w policzek i szybko pognała na górę, zostawiając oszołomionego Harry'ego.


                Siedzieli na skałach na plaży, wiatr owiewał ich twarze, a ciepły piasek ogrzewał ich stopy.
                Nie wygląda to jak plaża, która jest pokazana na plakatach reklamujących Hiszpanie odparł Louis, przerywając ciszę.
                
Tak, dlatego ją uwielbiam. W tym kraju nie ma wielu takich miejsc potwierdziła Roberta i oparła głowę o ramię Harry'rgo.


               − Co oglądamy?  zagadnęła Roberta wchodzą wieczorem do salonu, gdzie w towarzystwie chińskiego jedzenia, popcornu i napoi gazowanych, siedzieli już pozostali. 
                     Blanco usiadła pomiędzy Harrym a Ponchiem. 
                      − Proponuję coś, gdzie będzie dużo scen seksu  − zarechotał Louis. 
                     − Może od razu włączymy jakiegoś pornosa? rzuciła sarkastycznie Hiszpanka.
                    − Jezu, Harry, ty będziesz miał z nią tak zajebiste życie... 
                    − Louis, jak ty coś walniesz...  jęknął Styles i objął Blanco ramieniem.  
                Dobra, będzie seks...− podniecił się Lou, gdy byli już w trakcie filmu.  Kurwa, nie ma...  jęknął po chwili rozczarowany.  Co za chujostwo wybraliście? 
                  − Na podstawie książki, wiesz co to?  odparła Blanco. 
                  − Takie coś z kartkami, na którym są literki, czy się pomyliłem?  zażartował Louis. 
                  − Nie, udało ci się!


             
Śpisz już...? zapytał Harry, gdy przy zgaszonym świetle leżeli już z Robertą na łóżku.
                      Nie ziewnęła Blanco i odwróciła się twarzą do Stylesa.
            
Pamiętasz, że zapytałaś się mnie kiedyś, co jest najważniejsze w naszym istnieniu?
                      Pamiętam, ze odpowiedziałeś, że nie wiesz co powiedzieć Harry zbliżył się do Roberty. Stykali się nosami.
                   
Już wiem... wyszeptał Hazza i delikatnie, niczym trzepnięcie skrzydeł motyla, musnął wargi Rob. W moim to jesteś ty...


               Liam obudził się w łóżku. Był sam. Nienawidził tego. Nienawidził budzić się samotnie, w wielkim łóżku. 
                Zaklął pod nosem, przekręcają się na drugi bok.
             Nienawidził budzić się i myśleć o niej. O tej, której tu nie ma. O tej, która nie jest jego... O tej... O Danielle. O dziewczynie, którą kochał, o dziewczynie, którą pragnął, o dziewczynie, która... Czemu tak trudno przyznać się do błędu? Czemu tak trudno powiedzieć innej osobie, że się ją kocha...? Czemu to wszystko jest takie trudne?


            
Ten cały Harry nie jest taką porażką, jak myślałam... zaczęła Lupe...
            
Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jest całkiem fajny dodała Maite.
           
Mówiłam, że jest rewelacyjny uśmiechnęła się triumfalnie Roberta. Kocham was laski...
             Ja mam Juana, więc pasuje...
               A Roberta ma Harry'ego. Poligamia nie jest u nas legalna... Maite zrobiła minkę typu „Jestem grzeczną, słodką blondyneczką”, a Lupita i Rob zaśmiały się głośno.
           Siedziały we trzy na huśtawce przed domem w Costa Blanco. Reszta bawiła się w domu, więc dziewczyny mogły spokojnie porozmawiać.
           
Wcale nie mam Harry'ego... zaczęła Roberta, lecz Paz posłała jej mordercze spojrzenie.
            Jeszcze... mruknęła Maite i wymieniła z Olmos znaczący uśmiech.
            „Jest coś, o czym nie wiem...”
stwierdziła w myślach Blanco.
            Gdy tylko Lupe i Maite zobaczyły jak Harry traktuje Robertę, jak na nią patrzy, wiedziały, że jest to początek, prolog do ich niepowtarzalnej, jedynej w swoim rodzaju historii. Głośnymi rozmowami, reszta towarzystwa obwieściła swoje przybycie na dwór i wymuszenie na dziewczynach, by dołączyły do nich. Wróciły
niechętnie do salonu i usiadły na sofie. Pod oknem, nieopodal drzwi do kuchni, stał stolik zastawiony przekąskami i różnego rodzaju napojami. Na przeciw niego znajdowały się dwa duże głośniki podłączone do laptopa. Zabawę czas zacząć! Gdy tylko skoczna muzyka wypełniła pomieszczenie, Louis porwał Robertę do tańca.
            
Mam nadzieję, że Harry mi to wybaczy Tomlinson zawadiacko puścił oko i obracał Blacno w czymś, co jednak trudno było nazwać tańcem.
           Kolejna piosenka, tym razem w objęciach Poncha. Z boku Lupe kołysała się z Juanem. Uczucie między nimi było widoczne, niczym droga dla kierowcy w jasny dzień. Roberta rozejrzała się w poszukiwaniu Harry'ego. Znalazła go, szukającego coś w komputerze. Uśmiechnęła się, gdy kciukiem potarł wargę.
             Mogłabyś chociaż przez trzy minuty skupić się na mnie i na naszym tańcu? odezwał się Martinez, jednak dziewczyna nie zwróciła większej uwagi na przyjaciela. Jej uśmiech powiększył się, gdy Styles ruchem dłoni poprawił opadające na czoło włosy. 
             Co mówiłeś...? Rob przeniosła wzrok na przyjaciela.
             Że wyglądasz jak buldog.
             Co? Czemu? zdziwiła się dziewczyna.
              Tylko buldogi się ślinią zaśmiał się Poncho. No nie tylko... Widać, że ty też.


            
Chodź, chcę z tobą pogadać... Na osobności Styles chwycił Robertę za nadgarstek.
             
Teraz? Za półgodziny odliczanie...
              Nie zajmę dużo czasu uśmiechnął się Harry i zaprowadził Robertę do jednego z pokoi na piętrze. Zamknął za sobą drzwi i uniósł rękę dziewczyny do góry.
             
Zaciągnąłeś mnie na górę, by pooglądać sobie moją rękę? zachichotała Blanco. Doprawdy, mogłeś to zrobić na dole... ledwo Roberta skończyła mówić, Harry zapiął bransoletkę na jej nadgarstku.
               Na razie są tylko trzy zawieszki. Po każdym kolejnym spotkaniu będą nowe uśmiechnął się.
          Roberta spojrzała na trzy zawieszki, na każdej była wygrawerowana inna data.
               
Ta... Harry wziął w palce pierwszą zawieszkę. To data, kiedy mnie zaobserwowałaś. A ta... Wtedy pierwszy raz rozmawialiśmy przez skype'a. A ta ostatnia, to dana naszego spotkania... Mojego przylotu tutaj...
               
Dziękuję, jest piękna...
                Ty jesteś piękniejsza kciukiem, Hazza przejechał po policzku dziewczyny.
              Blanco wstrzymała w sobie powietrze, gdy oddech Harry'ego owionął jej twarz.
               „Czyste szaleństwo”
pomyślała, gdy dłoń Hazzy spoczęła na jej szyi, delikatnie masując skórę, podążając w kierunku obojczyka. Styles dotknął ustami warg Blanco. Dziewczyna, nie chcąc go stracić, przylgnęła do niego całym ciałem i przejechała językiem po jego zębach, dając znać, że zaprasza go do wspólnego tańca ich języków... Zaproszenie zostało przyjęte. Palce Roberty bawiły się włosami Harry'ego, a jego dłonie poznawały jej ciało.
             Pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny, bardziej rozpalał zmysły. Styles zacisnął ręce na pośladkach Blanco, a jej nogi objęły go w pasie. Chłopak przyciskając Rob do drzwi dalej poznawał jej ciało. Klamka wbijała się w plecy dziewczyny, sprawiając jej tym niemały ból, jednak w tej chwili liczył się tylko Harry. Jego pocałunki i język doprowadzające do białej gorączki, jego dłonie, które sprawiały, że ciało dziewczyny płonęło, tam gdzie ją dotykał.
             Hazza, trzymając dziewczynę na rękach, przeszedł kilka kroków i ułożył Blanco na łóżku w roku pokoju.
      Dios mio... wysapała Roberta, gdy się od siebie odsunęli.
               
Wow zaśmiał się Harry i pocałował usta dziewczyny.
              
Powinniśmy wrócić do reszty...
                  Powinniśmy... mózg Stylesa przestał poprawnie funkcjonować.
               
Ktoś może tu wejść i w ogóle...
               Wejść...
                Harry, proszę... jęknęła błagalnie dziewczyna. Nie ma ochoty wstydzić się przy znajomych. Do tego nie wypada zostawiać gości samych sobie, prawda?
              
O więcej...? dziewczyna zaśmiała się i przyciągnęła Hazzę do kolejnego pocałunku.
             W tym samym momencie drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie, a Tomlinson wbiegł do pokoju.
              Harry, Ro... Louis przez chwilę przyzwyczajał oczy do mroku panującego w pomieszczeniu, gdy zobaczył parę leżącą na łóżku, odwrócił się i szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi.
              Lou zawył z bólu, gdy z rozpędu wpadł w futrynę drzwi.
             
Żyję, jak coś! krzyknął i zatrzasnął za sobą drzwi.
             Roberta wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, a Harry zrobił się cały czerwony na twarzy...


            O już jesteś kochanie? Zawołałeś tamtych? zagadnęła Els. Po chwili aż podskoczyła, widzą wielką fioletową pamiątkę na czole ukochanego. Co ci się stało?
            Roberta i Harry się stali... PARĄ!  wykrzyknął konspiracyjnie. Oszołomiony podszedł do stolika, na którym ustawiony był szampan. Wziął chłodną butelkę i przyłożył do czoła.
            Zostałyśmy same... mruknęła Danielle.
            Nigdy nie myślałam o dziewczynie, ale czemu nie - zaśmiała się Maite.
            Serio mówisz?
            Nie, próbuję cię pocieszyć. uśmiechnęła się Paz i przytuliła nową przyjaciółkę.


            
10, 9, 8, 7! krzyczeli, Harry przysunął Robertę ku sobie... 6, 5, 4, 3 , 2... Styles dotknął ust Blanco;
Szczęśliwego Nowego Roku... uśmiechnęła się dziewczyna.
Będzie szczęśliwy odparł pewnie Styles. 
Skąd wiesz...? Roberta uniosła jedną brew ku górze.
Jesteś obok. To jedyne, co mi do szczęścia potrzeba...  tym razem to Rob oblała się rumieńcem.

Gdy słońce zaczęło budzić, imprezowicze spali już w domu Roberty. Harry kolejną noc spędzał w łóżku Rob. Przysunął się do dziewczyny i przytulił ją.
Uwielbiam zasypiać wtulona w ciebie... ziewnęła Blanco i poprawiła się w ramionach Hazzy.
„Kocham cię, Roberto...”  chciał szepnąć. Jestem tego pewny, jak tego, że jesteś obok mnie.”


Rozdział 9



Sądzisz, że takie dwie dziewczynki mogą mi coś zrobić? zaśmiała się Katina. 
Spojrzała z politowaniem na byłe przyjaciółki skulone w rogu pomieszczenia. Tylko… Czy one kiedykolwiek były prawdziwymi przyjaciółkami?
          
Ale przecież… Podobno łączyło…
          
Malutka, głupiutka Roberta. Spodziewałam się, że znasz choć trochę życie – Kati wędrowała po pomieszczeniu, rzucając dziewczynom przelotne spojrzenie.
          
Proszę cię, a Celina? jęknęła Vico, która nawet nie próbowała hamować łez.
         
-Dziwka. Mam ci przypomnieć, co robiła z Giovannim? Zapomniałyście już, co ukochana przyjaciółeczka robiła?
Później było słychać tylko odgłos dłoni uderzającej w twarz. Rob nigdy nie umiała się powstrzymać, kiedy ktoś obrażał jej przyjaciół i rodzinę.


Auć… Za co? jęknął nagle obudzony Styles. 
Odruchowo dotknął policzka, w który właśnie oberwał. Spojrzał w lewo. Roberta wierciła się niespokojnie na łóżku. Włosy miała przylepione do twarzy. Mruczała pod nosem po Hiszpańsku. Harry przeklął w myślach to, że jeszcze nie nauczył się tego języka. Złapał dziewczynę za nadgarstki i przyciągnął do siebie. 
Kochanie, spokojnie… Maleńka, jesteś bezpieczna... Jestem obok – szeptał lekko chrypiąc. 
            Kołysał w ramionach dziewczynę, swój największy i najbardziej upragniony skarb.
            
Co się stało? Roberta szeroko otworzyła oczy.
            
Masz niezły lewy sierpowy zaśmiał się Styles.
            
Przepraszam… wyszeptała dziewczyna i delikatnie dotknęła policzka Harry’ego.
               Chwila, która mogłaby trwać w nieskończoność. Iskry, które przemierzały odległość między ich ciałami, były niemal widoczne. Hazza postanowił rozładować napięcie.
              
Pożyczysz mi fluid i jesteśmy kwita- uśmiechnął się niepewnie. 
                 A może zrobił błąd? Może powinien dać się ponieść chwili i pocałować dziewczynę, tak jak podpowiadało mu serce.
               
Załatwione – Rob wyszczerzyła zęby. Wstała z łóżka i podeszła do lustrzanej szafy.
                  Nie wierzę, że już dziś wracacie do domu… głos załamał jej się przy słowie „wracacie”
                  Styles podszedł do Blanco i przytulił od tyłu, złączając swoje dłonie na jej brzuchu oraz opierając głowę na jej ramieniu. Moment, który oboje będą zawsze pamiętać. 
                   Jeśli sądzisz, że już mnie nie zobaczysz, mylisz się – Harry cmoknął odkryte ramię dziewczyny. To dopiero prolog naszej wspólnej historii.


Kiedy oni się w końcu zejdą? jęknęła Danielle. Dziś wyjeżdżamy, a oni wciąż niezdecydowani. Zabierają się do siebie jak pies do jeża.
           
Co racja, to racja – odparł Lou. Oni są dla siebie stworzeni, nie?
          
Skoro nawet ty to dojrzałeś, to musi tak być zaśmiała się Eleanor. 
Danielle spojrzała na zakochanych Louisa i Els. Ona i Liam też kiedyś tak wyglądali... Jak to możliwe, że jeden, przypadkowy człowiek potrafi popsuć innemu całe życie?
Pobyt w Hiszpanii miał pozwolić jej zapomnieć o straconej miłości, jednak… Przyjaciele zachowywali się wobec niej porządku. Maite przez całą sylwestrową noc nie dała jej nawet chwili, by pomyśleć o czymś innym niż zabawa i alkohol. Po całonocnym szaleństwie dziewczyny wymieniły się numerami telefonów. Podobno przyjaźń jest najlepszym lekarstwem na złamane serce. Podobno...


  Proszę, proszę… Robertuś znalazła sobie kolegę? – Blanco zesztywniała, gdy wracając ze sklepu natknęła się na Giovanniego. – Co u Harry’ego?
             Nie twój interes… warknęła Roberta, lecz szybko pożałowała swojego tonu.
              Giovanni podszedł do niej i chwycił dziewczynę za szyję, ściskając ją.
             
Jeśli chcesz, by ten pedalik żył... Zrobisz to, co ci każę… Jesteś mi to winna, za Katinę…


To chyba najtrudniejszy moment w moim życiu… szepnął Harry we włosy Roberty.
             Stali przytuleni na jednym z jasnych korytarzy lotniska.
           
Jeśli sądzisz, że mnie już nie zobaczysz… Mylisz się… dziewczyna powtórzyła poranne słowa Stylesa, wywołując tym samym lekki uśmiech na twarzy chłopaka. Roberta mocniej przytuliła Harry'ego.
           
Skarbie… Muszę Ci coś powiedzieć, zanim odlecę… zaczął Hazza. 
 „Muszę, teraz! Przecież to nic, ona też…”
           
Co się dzieje Harry? Roberta wsłuchiwała się w bicie serca chłopaka. Poczuła jak nagle przyspieszyło.
           
Kocham cię… wyszeptał Styles. 
Ciało dziewczyny zesztywniało. „Nie, nie, nie!” Dłońmi, delikatnie przejechała po twarzy Hazzy.
           
Powinieneś być z kimś lepszym niż ja… wyszeptała drżącym głosem. Przepraszam… dodała, pocałowała Harry’ego w kącik ust i wybiegła z budynku lotniska. 
            Następnie usiadła na krawężniku i pozwoliła łzom spływać po zaczerwienionych policzkach.
Straciła go… Straciła...


Oniemiały Harry długo wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była postać Roberty. Poncho nieśmiało podszedł do Hazzy.
           
Muszę do niej iść… odparł pewnie Styles. Muszę.
          
Nie. Daj jej czas. Pogadam z nią i… Będę cię informował na bieżąco.


 Reszta działa się automatycznie: odprawa, wejście na pokład, lot. Kiedy wylądowali już w Londynie, Harry nie był w stanie powiedzieć, jak tam się znalazł.
             „Nie wierzę, że ją straciłem… Na zawsze… Nie, to nie może być prawda.” Deszcz zmoczył jego ubranie i włosy, a on dopiero zrozumiał, że wyszedł na zewnątrz lotniska. Fanki, zdjęcia, autografy…
              
Dobrze będzie, Harry – Danielle przytuliła chłopaka.
              
Dobrze było – rzucił Hazza, uświadamiając sobie, że nawet Londyn płacze nad jego losem…


                   „I ten moment, gdy straciłem coś, co do tej pory uważałem za wieczne. Kiedy uświadomiłem sobie, że nasza historia zakończyła się na prologu, że nie byliśmy na tyle silni, by przeczytać epilog. Oddałbym za nią życie, ale… Inni mają rację o miłości, ona jest ślepa. Kłamała mi prosto w twarz, patrząc w oczy, a ja? Wierzyłem jej. Dlaczego? Miłość. Jedno słowo, które potrafi zniszczyć całe życie... Powietrze wokół mnie przypomina klatkę. Duszę się coraz bardziej. Nie wiem jak zmierzę się z życiem bez jej światła. Wszystko rozdarło się, gdy odmówiła wspólnej walki o nas. To prawda, że anioły kłamią, a miłość to kamuflaż cierpienia. Błagam, Roberto, jeśli ci zależy... Nie pozwól, bym się o tym dowiedział, bo to może mnie doszczętnie spalić. „

            Nie odpisała?  zatroskany głos Louisa wyrwał Harry’ego z zamyślenia.
           
Od miesiąca... Powinienem tam pojechać... odparł Styles i potarł dłońmi zmęczoną twarz.
           
Hazza, wiesz jakie konsekwencje się z tym wiążą? zapytał Zayn.
            -Ledwo co przekonaliśmy Paul’a, by z nami został! Jeśli wyjedziesz bez jego zgody, to wydaje mi się, że będziemy szukać zastępcy menadżera...- odparł Niall.
           
Zgody nie dostaniesz. Mamy ciągle próby, gale, wywiady... Na chwilę obecną nie ma wolnego – dodał Liam. Podjęliśmy się tego, nie możemy zawalić. Nie możemy.
          
Za miesiąc mamy koncert w Madrycie... Wtedy ją odwiedzisz uśmiechnął się Zayn.
            Tylko czy nie będzie za późno?
          
Uśmiech, mamy wywiad... Niall wyszczerzył zęby.

             Smutek zrujnował ją w całości. Bezradnie patrzyła, jak łamała mu serce...  Sobie łamała serce.  Samotność chciała ją całą... A może to ona chciała samotności? Wszystko było sprzeczne. Ona była sprzecznością... Dlaczego płaci tak wysoką cenę, ze decyzje podjęte w przeszłości.
            Przecież broniła tylko przyjaciółki. Zmarłej przyjaciółki. Skatowanej na śmierć. Tej, która przywróciła Rob wiarę w siebie. Tej
którą martwą Blanco trzymała w poranionych, bezsilnych ramionach.
Roberta uniosła spłakane, zapuchnięte, czerwone oczy i spojrzała na figurę Matki Boskiej w kościele w Walencji. Tyle pytań kłębiło się w jej głowie. Tyle żalu, smutku...
Wiem, Najświętsza Panienko, że dawno mnie tu nie było... Praktycznie od śmierci Celiny. Nie mogłam wam wybaczyć, że mi ją zabraliście. Nie mogłam sobie spojrzeć sobie prosto w twarz, że nic nie zrobiłam... Ale wy też... Jak ty, Jezus, Bóg...   głos odmawiał jej posłuszeństwa.  Jak wy patrzycie sobie sami w twarz, skoro tylu ludzi zginęło, skoro nie uratowaliście tylu niewinnych osób.  Przecież Celina była niewinna. Kochała Giovanniego, a on perfidnie ją wykorzystał. Tak samo stało się z Harrym... Kocha mnie... A ja musiałam wyjąć jego serce i podeptać w butach na wysokim obcasie, jakby to Maite powiedziała. Przecież on nie może być z kimś takim jak ja... Przecież on zasługuje na kogoś lepszego. Na kogoś, kto...

            Danielle, która skończyła właśnie próbę, szła w kierunku szatni. Ze swojej szafki wyjęła ręcznik i świeże ubranie. Weszła pod prysznic i pozwoliła chłodnej wodzie obmywać jej zgrzane i spocone ciało. Wyszła owinięta ręcznikiem. Cały dzień nie myślała o Liamie. Szał! 
           Ciągły kontakt z Maite pozwalał Peazer stopniowo uwalniać się od swojego byłego chłopaka. Przebrana, z wysuszonymi włosami, Danielle opuściła szatnię. Kiedy wyszła na dwór chłodne powietrze owionęło jej twarz i rozwiało loki.
            Szła słabo oświetloną uliczką, daleko od głównej drogi. Usłyszała za sobą kroki, a serce jej przyspieszyło.
             Czekaj, mała! usłyszała za plecami. Czyjaś dłoń chwyciła ją za nadgarstek i gwałtownie obróciła ją o  180 stopni.  Mówię do ciebie!
             Danielle mogła teraz ujrzeć twarz Sophie. Zdezorientowane oczy nie wiedziały czy mogą pozwolić sobie spojrzeć na obecną dziewczynę Liama, czy lepiej unikać jej wzroku.
         Zostaw Liama w spokoju. Nie dochrzaniaj się do niego – warknęła. Peazer chciała coś powiedzieć, jednak Sophie uderzyła ją w twarz. Zrozumiałaś? Danielle lekko skinęła głową.
              Po chwili została sama na pustej, ciemnej uliczce. Sama, z urażoną dumą i doszczętnie złamanym sercem. Na chwiejnych nogach podeszła do ławki nieopodal i usiadła na niej. Wyjęła z torebki telefon wykręciła dobrze znany numer.
              Śpisz? zapytała Peazer, łkając.
                Nie... Mów co się stało, Dani. Dlaczego płaczesz, kochanie? głos Maite był  zmartwiony.
             Liam... wydukała dziewczyna i opowiedziała wszystko przyjaciółce.


             Nie była w stanie powiedzieć, jak dużo czasu spędziła w kościele.
              Klęczącą, zapłakaną dziewczynę znalazł kapłan. Zabrał ją na plebanię, zaparzył ziół i słuchał opowieści nastolatki.
               Opowieści przeplatanej łzami, krwią. Okraszoną bólem, rozpaczą, cierpieniem. Śmiercią. Roberta dokładnie opowiedziała kapłanowi nie tylko prolog swojej historii, lecz również kilka pierwszych rozdziałów. Dokładnie do podeptania i podpalenia nie tylko serca Harry’ego, ale również swojego.
               Wszystko jest w rękach Pana... Ile błędności jest w tym stwierdzeniu. Wszystko jest w naszych rękach. Jeśli Harry kocha cię prawdziwą miłością, nie będzie zważał na twoje czyny z przeszłości. Nie ważne kim byłaś, co robiłaś... Ważne jest to, jaka jesteś teraz. A jeśli i ty kochasz Harry’ego... Mogę tylko życzyć, byś odważyła się z nim szczerze porozmawiać. Jeśli on ma naprawdę podpalone serce... Ten ogień możesz ugasić tylko ty – kapłan wziął głęboki wdech. Powinnaś skontaktować się z Vico i udać na policję. Giovanni nie może was bezkarnie zastraszać.

                Harry! Louis szturchnął kolegę.
               
Czyżby pan Styles myślał o koleżance, u której spędził Sylwestra? zagadnął wesoło prowadzący.
                 Na wielkim ekranie po lewej stronie od kanapy, gdzie siedzieli chłopcy, pojawiły się zdjęcia Harry’ego i Roberty. Hazza przygryzł dolną wargę, powstrzymując łzy.
                W każdym związku czy to miłość, czy przyjaźń są pewne nieporozumienia, gorsze momenty... zaczął Liam.  Ważne, by to przezwyciężyć.
                Ale to jest Harry NNJMS Styles zaśmiał się Louis i z troską spojrzał na przyjaciela.
                Lou, możesz rozwinąć nam skrót NNJMS, dobrze zapamiętałem? prowadzący był wyraźnie rozbawiony chłopakami.
               Harry Nic Nie Jest Mi Straszne Styles.
                 Roberta musi wiedzieć, że Hazza się tak łatwo nie podda. Jeśli mu na czymś zależy, to na dobre – dodał Zayn.
                Roberta, tak ma na imię? Rodowita Hiszpanka? zainteresował się dziennikarz. To coś poważnego, Harry? Styles spojrzał na prowadzącego i zmusił się na uśmiech.
               Jestem pewien, że to na poważnie..
                 Wasza fanka? Jak się poznaliście? prowadzący chciał wyciągnąć jak najwięcej informacji.
                 Niestety to Justin Timberlake skradł jej serce... – uśmiechnął się Hazza przypominając sobie, kiedy to toczył z Robertą wojnę o Jusa.
                 Tak bardzo za nią tęskni...

                    Siedząc na lekcji historii sztuki, Roberta postanowiła zalogować się na Twittera. Jej życie towarzyskie i internetowe od miesiąca leżało w gruzach, jednak po rozmowie z kapłanem postanowiła to zmienić. Postanowiła zawalczyć, tak jak to robiła do tej pory. Postanowiła zawalczyć o Harry’ego, który pewnie, jak dowie się prawdy i tak ją wyklnie i pośle do diabła, jednak... Postanowiła walczyć!
                   Jako pierwsze do odbudowania życie internetowe zważywszy, że panna Alma nauczycielka historii sztuki zanudzała uczniów monotonnym i nudnym monologiem. „Wieczorem zajmę się tym drugim życiem...” stwierdziła w myślach wypisując hasło na Twittera.
              Pierwsze interakcje... 
             „O fuck... Ilu nowych obserwujących...” zdziwiła się.
             Większość stanowiły fanki zespołu Harry’ego. „Czyli wszystko jasne.”
              Znalazła wiele zdjęć z pobytu Harry’ego u niej: kiedy razem z Ponchem obierała przyjaciół z Londynu z lotniska, kiedy siedziała z Hazzą nocą na balkonie... I? Dlaczego oczerniali? przychylne i mniej przychylne komentarze. Pierwszy raz w życiu pożałowała, że nauczyła się czytać. Dlaczego osądzali ją ludzie, którzy nie widzieli jej na oczy?
              Po dzwonku zgarnęła swój zeszyt i wybiegła z klasy jako pierwsza. Szybko złapała Maitę, Lupe i Poncha. Usiedli na ławce przed szkołą, a dziewczyna podała im swój telefon. Sama pozwoliła łzom spływać po policzkach...
             Czemu obcy ludzie, którzy nawet nie słyszeli mojego głosu, oceniają mnie? Czemu w tak krytyczny sposób? Co ja im, do cholery, zrobiłam? szlochała Blanco.
             Za bardzo przejmujesz się opinią innych, Rob odezwała się po chwili Maite. Wiem, że to trudne, nie myśleć, co inni o nas mówią. Szczególnie, kiedy mówią źle, jednak... Nie bierz wszystkiego tak do siebie. Ci co powinni wiedzieć, jaka jesteś, wiedzą to... Paz mocno przytuliła przyjaciółkę.   Wiem, co działo się, kiedy chodziłaś do podstawówki, że koleżanki nie dawały ci spokoju, jednak... Co te ich zasrane fanki o tobie wiedzą? Jesteś tak fantastyczna, że zastanawiam się nad zmianą płci – żart Maite rozśmieszył przyjaciół.
            Dziękuję, że jesteście... wyszeptała Roberta.


            Idąc pustą, słabo oświetloną ulicą w Costa Blanca, rozmyślała nam tym, co działo się ostatnimi czasy w jej życiu. Rozmowa z księdzem, wszechwiedzące i pojawiające się w niespodziewanych momentach fanki One Direction, telefon do Vico... Przyjaciele, którzy, jak zwykle, okazali się niezawodni. No i Lola i mama... Ta druga nadal cierpiała po stracie męża.
            Kilka dni wcześniej, Salvador odwiedził Milagros i córki. Roberta wyklęła ojca i posłała do diabła. Lola nie odezwała się do taty nawet słowem. Kiedy tylko pojawił się w domu w Alicante, dziewczyna ukryła się w schowku na narzędzia ogrodnicze. Mila z trudem zgodziła się na rozmowę z mężem... Ona mogła go tak jeszcze nazywać, prawda...? 
            Blanco spojrzała na dom... Jeszcze niedawno razem z Harrym siedzieli na balkonie. Niepewnie weszła do środka. Klucze rzuciła na rzeźbiony stolik na lewo od drzwi.
            Zagłębiając się wewnątrz mieszkania, torba powędrowała na sofę w salonie, a Roberta udała się do kuchni. Zaklęła pod nosem, kiedy nie znalazła nawet jednej kostki czekolady. Nagle usłyszała swój przerażający dzwonek.  Podbiegła do torby, wywaliła z niej wszystko, by szybciej odnaleźć dzwoniące urządzenie.
             
Co jest, mamuś?
             
Właśnie wyjechałyśmy z Lolą z Alicante. Niedługo będziemy – dźwięczny śmiech kobiety dotarł do uszu nastolatki. Cały weekend bez facetów. Ja się relaksuję, ty uczysz, Lola bawi.
            
Zapowiada się rewelacyjnie... mruknęła Rob, a jej mama znów się zaśmiała. Dobra, kończę. Jedźcie ostrożnie.
            Blanco rzuciła telefon na sofę, odwróciła się, by wrócić do kuchni.
            Zamarła. Giovanni stał oparty o ścianę. Kącik ust był podniesiony, jednak nie można było nazwać go uśmiechem.
           
Co ty tu robisz...? zapytała drżącym głosem.
           
Drzwi były otwarte – odparł, podchodząc do niej. Tęskniłaś? zapytał, obchodząc ją i zatrzymując się za jej plecami.
            Dziewczyna poczuła jego oddech na karku. Wstrzymała swój, gdy jego ręka objęła ją wokół szyi.
           
Odpowiedz! krzyknął Giovanni.
            Roberta przecząco pokręciła głową. Uścisk wzmocnił się. Kilka samotnych łez spłynęło po jej policzku, a w tym samym czasie chłopak wbił igłę w jej szyję.
            Później była już tylko ciemność... Bezwładne ciało osunęło się w ramionach Giovanniego, a triumfalny uśmiech zagościł na jego twarzy...


             Rob, jesteśmy! krzyknęła wesoło Lola, wbiegając do domu.
            Przebiegła przez wszystkie pokoje, by znaleźć ukochaną siostrę. I znalazła. Naga Roberta leżała w wannie pełnej krwi. Motyl od Harry’ego spokojnie wisiał nad sercem dziewczyny. Bezwładna ręka kołysała się nad podłogą, wokół której utworzyła się mała, czerwona kałuża.
              Lola z krzykiem i łzami w oczach pobiegła do mamy.
              
Roberta! krzyknęła Milagros na widok starszej córki.
               Łzy napłynęły do oczu kobiety. Nie może stracić swojego dziecka! Swojej pierworodnej córeczki... Przecież całe życie przed jej małą Rob. Dotknęła pocięty nadgarstek córki... Wyczuła słaby puls. Roztrzęsiona Milagros zadzwoniła po pogotowie. Rzewne łzy moczyły jej twarz.
               Zwinięta w kłębek Lola, mocno zaciskała powieki... Nawet to nie powstrzymywało łez. Pobiegła do pokoju i przytuliła się do wielkiego misia, którego Roberta wygrała na festynie.


            Straciła dużo krwi! krzyknął lekarz, pędząc z łóżkiem ku sali. Ciało Roberty było okryte tylko prześcieradłem. –Trzeba szybko dokonać transfuzji. 0RH- na cito!

            Otaczała ją przyjemna mgła. Nie odczuwała upływu czasu, nie wiedziała, gdzie się znajduje. Nie obchodziło ją to.
            Mgła dookoła niej stawała się gęstsza i ciemniejsza. Nie czuła nic. Dryfowała po nieznanych, błękitnych wodach.
            Czasami, gdy mgła się rozrzedzała, widziała znajome twarze. Tylko do kogo one należały...?
            Znów odpływała. Na sekundę? Minutę? Godzinę? Więcej? Na jak długo?
            Usłyszała krzyk. Męski głos wydawał rozkazy, polecenia. Przekleństwa. I znów nic...


            Poncho przyjechał do szpitala, tak szybko jak mógł. Biegł szpitalnym korytarzem, a jego rodzice byli tuż za nim.
            Milagros przytulała Lolę... Obie płakały. Pan Martinez bez słów wziął dziewczynkę na ręce i odszedł w nieznanym kierunku, a jego żona wytłumaczyła wszystko pani Blanco. Rodzice Poncha postanowili zaopiekować się siostrą Roberty.
            
Roberta jest silna. Będziemy się za nią modlić... Poncho zostanie z panią, a my zajmiemy się małą... wszeptała pani Martinez. Doskonale wiedziała, co właśnie czuła mama Roberty. Sama niegdyś straciła dziecko... Małą Mię.  Szrama na sercu pozostała na zawsze... Pozostała tylko nadzieja, by Milagros nie podzieliła jej losu.


            Harry leżał na sofie z głową na nogach Nialla. Louis z Eleanor przygotowywali posiłek, Liam był na zakupach z Sophie, a Zayn z Perrie poszli porozmawiać z siostrami Zayna. Ciszę przerwał dzwoniący telefon Stylesa.
           
Co jest Poncho? uśmiechnął się Hazza.
           
Roberta podcięła sobie żyły... Jest w szpitalu.
            Świat się zawalił, a czarna dziura pochłonęła Harry’ego w całości. Niemożliwe, że ją straci... Nie pozwoli na to!
            Niall wyjął telefon z dłoni oniemiałego Stylesa.
            
Coś ty mu powiedział?
            
Roberta jest w szpitalu... powtórzył Poncho. – Znaleziono ją z podciętymi żyłami – Horan wstrzymał oddech.
            Harry klęczał na podłodze i obejmował się ramionami, jakby bał się rozpaść.
           
Niedługo przylecimy! zadecydował Irlandczyk i nim Poncho zdążył zaprotestować, rozłączył się.
               Lou razem z Els, która niosła miskę z sałatką weszli do pomieszczenia. Tomlinson podbiegł do przyjaciela i pytająco spojrzał na Nialla.


           
Jest jak piękna stłuczona waza... szepnęła Eleanor. Tylko mając dużo zdolności można go poskładać.
           
Tylko Roberta może to zrobić – westchnął Zayn, mocniej przytulając swoją dziewczynę.


            Lupe siedziała z różańcem w ręku i prosiła Pana o życie dla Roberty. Nerwowa Maite krążyła między drzwiami na salę, gdzie ratowano przyjaciółkę, a recepcją. Poncho przytulał zapłakaną Milagros...
            Ile już tak siedzą?


            Anioł? Tak! Anioł z magicznymi zielonymi oczami i bujnymi lokami. Harry! Jego śpiew... Jego anielski śpiew i piosenka przeznaczona tylko dla niej. Najpiękniejsza melodia, jaką w życiu słyszała.

(...) Rob zaczęła grać pierwsze akordy, a Harry śpiewać. Piosenka opowiadała o ludziach, którzy poznali się przez internet i szybko stali się dla siebie niczym powietrze. O trudzie, żalu, ale i o szczęściu i miłości. Z każdym kolejnym dźwiękiem, Roberta bardziej zatracała się w melodii, w historii, którą opowiadał jej Harry. W historii, która była przeznaczona tylko dla niej. Pisana z myślą o niej... Dios mío... Roberta ze świstem wciągnęła powietrze, kiedy Harry zakończył śpiewać. Samotna łza spłynęła po jej policzku.(...)


              Roberta chciała do niego podbiec, przytulić się, ułożyć głowę w zgłębieniu między jego szyją a ramieniem. Chciała mu powiedzieć, jak bardzo go kocha, ile dla niej znaczy. Że myśli o nim od początki ich znajomości, od pierwszej wiadomości, w każdej minucie.
            Czy kiedykolwiek zdąży...?


            Bił się z myślami, czy da radę.  Czy dotrze do Hiszpanii na czas?  Czy nie będzie za późno. Przebierał z nogi na nogę... Gdyby coś to przyspieszyło...
            W duchu dziękował Paulowi, że zgodził się nawy lot do Hiszpanii. Razem z nim, Harrym polecieli Niall oraz Louis z Eleanor.
            Dziękował za tak wspaniałych przyjaciół. Którzy w każdej chwili byli obok i wspierali go.
            Prosił o nią... O życie dla niej... Dla jego Roberty...

(...) -Śpisz już...?-zapytał Harry, gdy przy zgaszonym świetle leżeli już z Robertą na łóżku.
-Nie -ziewnęła Blanco i odwróciła się twarzą do Stylesa.
-Pamiętasz, że zapytałaś się mnie kiedyś, co jest najważniejsze w naszym istnieniu?
-Pamiętam, ze odpowiedziałeś, że nie wiesz co powiedzieć -Harry zbliżył się do Roberty. Stykali się nosami.
-Już wiem...- wyszeptał Hazza i delikatnie, niczym trzepnięcie skrzydeł motyla, musnął wargi Rob. -W moim to jesteś ty...(...)

            Uniesione głosy. Krzyk. Poruszenie. Co chwila rzucane inne przekleństwa.
            Gdzie ona jest? Co się dzieje? Czemu to tak cholernie szczypie?
           
Harry... chciała powiedzieć, jednak coś jej nie pozwoliło.
            Próbowała otworzyć oczy. Udało się! W pierwszej chwili oślepiło ją przerażająco białe światło. Umarła? Jest w niebie? Sarkastyczny śmiech wypełnił jej myśli. Ona? W niebie? Lepszej komedii nie było...
           
Harry! Kocham cię... jednak nawet te słowa, tak szczere i prawdziwe nie przeszły je przez ściśnięte gardło.
               Odpływała znów... Który raz? Dokąd? Na jak długo?
               Była w innym wszechświecie. Nieznanym. Spadała w przepaść, a nikt jej nie chwytał. Jej nadgarstki, ręce, nogi... Jej ciało płonęło. Nikt nie gasił jej bólu, wewnętrznego ognia.
               
Tracimy ją! usłyszała. Kto kogo traci?
              
Tracimy ją! Defibrylator! – w krzyku można było usłyszeć panikę.
               Jakaś tajemna siła uniosła ją z pozycji leżącej do siedzącej. Opadła. Znów coś pociągnęło ją w górę. Otworzyła oczy, by po chwili pozwolić powieką opaść. 
Krzyk... Przekleństwa przeplatane z imionami świętych...
               „Celina... Idę do Ciebie...„
zdążyła pomyśleć.

            Z trudem otworzyła ociężałe powieki. Las... Gdzie ona jest? Usłyszała szloch, przekleństwa, przyspieszone oddechy. Syknęła z bólu, przekręcając głowę w lewo, skąd pochodziły dźwięki. Już wiedziała, co się stało. Łzy zebrały się w powiekach, gdy zobaczyła...
              Giovanni leżał na Celinie i gwałtownie się w niej poruszał. Z oczu Cel spływały łzy. Nie krzyczała. Poddawała się temu, jakby już wtedy wiedziała, co ją czeka. Jakby już wtedy wiedziała, że umrze. Uśmiechnęła się delikatnie do Roberty, gdy Giovanni jednym sprawnym i szybkim ruchem skręcił jej kark.
            Roberta nie pisnęła i
          Giovanni leżał na Celinie i gwałtownie się w niej poruszał. Z oczu Cel spływały łzy. Nie krzyczała. Poddawała się temu, jakby już wtedy wiedziała, co ją czeka. Jakby już wtedy wiedziała, że umrze. Uśmiechnęła się delikatnie do Roberty, gdy Giovanni jednym sprawnym i szybkim ruchem skręcił jej kark.
            Roberta nie pisnęła i o ile dobrze pamięta nie zapłakała. Odwróciła głowę w drugą stronę. Czekała, aż śmierć i ją weźmie do siebie...
            Tylko czemu musiała czekać na to aż  rok...?
            Tylko czemu musiała czekać na to aż  rok...?


            Wpadł oszołomiony do szpitala. Nie patrzył, czy na jego drodze są ludzie. Biegł. Byle zdążyć... Byle... Stanął jak wryty. Pod salą byli jej przyjaciele i mama.
              Lupe siedziała pod ścianą, ściskając różaniec w dłoni. Bezgłośnie szeptała modlitwy, a przynajmniej tak obstawił Harry. Jej mokra twarz, nie przypominała twarzy, którą zapamiętał.
               Maite usypiała na nogach Lupity... Nie wyglądała jak pyskata, szalona nastolatka, którą poznał...
            Poncho przytulał Milagros, która raczej nie zmrużyła oka...
            Harry niepewnie podszedł do kobiety... Martinez wypuścił z objęć mamę przyjaciółki, a ta zalała się rzewniejszymi łzami. Styles mocno ją przytulił.
           
Przepraszam... To moja wina... wyszeptał, mocząc łzami włosy mamy Roberty.
           
To samo mogę powiedzieć ja. Gdybym przyjechała wcześniej... załkała.
           
Gdyby mnie nie poznała... westchnął Hazza łamiącym się głosem.
            
Jesteś najlepszą rzeczą jaka ją spotkała... – wyszeptała Milagros.
             Była tego pewna. Przecież każda matka domyśli się, kiedy jej córka pozna kogoś wyjątkowego. Kiedy Roberta mówiła o Harrym, czy chociażby o nim myślała, uśmiechała się, a na jej policzkach pojawiał się rumieniec. Milagros pamiętała, kiedy jej córka oznajmiła, że Hazza ją odwiedzi, że spędzą ze sobą trochę czasu...
          
Nie wiesz o niej wielu rzeczy... Nie wiesz jak cierpiała...


            Nie wierzę, że Roberta podcięła sobie żyły... powiedziała Lupe, przeciągając się. Wszystkie pary oczu spojrzały na nią. Ułożyła się wygodnie na podłodze, wtulając w Juana, który przyjechał do szpitala, tak szybko jak tylko mógł. –Tyle przeszła... Zrobiłaby to dawno. Nie poddała się, walczyła.
            
Dobrze wiemy, że Lupita ma racje... poparł Olmos Poncho.
              Maite chciała coś powiedzieć, jednak wcześniej pojawił się lekarz.
             
Mogę porozmawiać z panią Blanco na osobności? zapytał. Kobieta podniosła się.
             
To są przyjaciele rodziny. I tak będą wiedzieć... odparła niepewnie. Lekarz spojrzał nieufnie na młodych ludzi. Wziął głęboki wdech.
           
Przykro mi... zaczął.


            Harry nie słuchał dalej. Zsunął się z krzesła i objął wpół. Z trudem oddychał. Czuł, jak ktoś bierze nóż i wycina mu serce. Rozpadł się. Stracił wszystko. Stracił cały swój świat. Louis podbiegł do niego i objął ramieniem. Przytrzymał mocniej, gdy Styles szarpał się i krzyczał jak w agonii.
           Później nie było nic. Jedna, wielka pustka przeplatana bólem.


            Czarna procesja kroczyła cmentarzem.
            Powoli zbliżaliśmy się do miejsca, gdzie pożegnamy Robertę na zawsze. Coś ścisnęło mi serce, a w gardle poczułem wielką gulę. Strach paraliżował mnie całego. Każdy krok był katorgą, niemożliwym do opisania bólem. Przecież nie mogę jej stracić... Nie mogę stracić świtała, które nadało sens mojemu życiu.
         
Prochem się stałeś i w proch się obrócisz... kapłan sypnął piaskiem na trumnę.
            Krzyk wyrwał się z mojej  piersi. Czułem, jak Bóg wyjmuje mi serce i podpala, nie patrząc, że czuję, że patrzę, co robi. Nogi ugięły się pod ciężarem ciała.
              
Nie opuszczę cię... wrzasnąłem i rzuciłem się, na nurkującą w głębinach trumnę.
            Do końca już będę z Tobą, Roberto. Kocham Cię.


Rozdział 10


            Powoli otworzył ociężałe powieki. Był spocony, a nierówny oddech wypełniał pomieszczenie. Louis pochylił się na nim i uśmiechnął lekko.
          
Ale odwaliłeś akcję rzucił wesoło. Czemu uśmiech i „wesołość” nie obejmowały jego oczu?
           
Co się stało? Harry zsunął się na łóżku do pozycji siedzącej.
            Głowa bolała go niemiłosiernie. Przy szybszych ruchach miał czarne plamy przed oczami. Co jest...?
             
Pomyślałeś, że Roberta zmarła... Przez chwilę wszyscy tak pomyśleliśmy, jednak mało kompetentny lekarz po porostu nie umiał zacząć rozmowy – Tomlinson spojrzał na przyjaciela. – Zachowywałeś się jakbyś... Nikt nie mógł cię uspokoić. W końcu lekarz wstrzyknął ci coś na uspokojenie. Położyli cię tu i spałeś prawie dwadzieścia godzin.
              
Co z Robertą? Styles przetarł dłońmi twarz.
             Nie  był fanem kawy, ale w tej chwili właśnie jej potrzebował.
             
Jest w ciężkim stanie, ale żyje. Straciła bardzo dużo krwi. Lekarz powiedział, że w krwi wykryli... Jakiś narkotyk, nie pamiętam nazwy. Maite była bliska zabicia tego lekarza i każdego po kolei. Nie wiem jak Niall ją uspokoił.
               
Roberta żyje... powtórzył Harry, jakby chciał na głos udowodnić sobie, że to prawda. Żyje... Boże, byłem pewien, że ją straciłem...


            Maite i Niall siedzieli w ciszy pod salą Roberty. Paz piłowała idealne paznokcie, a chłopak zjadał kolejną paczkę chipsów. Oboje martwili się o przyjaciół. Nikt nie podejrzewał Harry’ego o taką reakcje. Chociaż nie było się co dziwić, Styles był pewny, że utracił miłość życia.
            
Pieprzony lekarz – wymamrotała Maite.
          
Co mówiłaś? – zapytał Horan, przeżuwając chipsy.
          
Pieprzony lekarz – powtórzyła. Gdyby nie Louis, Harry już by się zabił... Sam widziałeś jego reakcję.
            Po prawie trzech dniach spędzonych w szpitalu, dziewczyna dała upust emocjom. Łzy spływały po jej twarzy, niszcząc idealny makijaż. Maite przysunęła się do Nialla i wtuliła. Chłopak zesztywniał, po chwili jednak objął Paz ramieniem i delikatnie głaskał włosy, szepcząc, że wszystko będzie dobrze.


            Moja mała córeczka – Milagros siedziała kolejne godziny przy Robercie. Dziewczyna bezwiednie leżała, podłączona do różnych aparatur.
            
Czy Lupita ma racje? Jeśli nie, to dlaczego to zrobiłaś? Przecież on cię kocha... łzy spływały po policzkach matki. Który to już raz przez ostatnie kilka dni? – Wróć do nas... Do mnie i do Loli... Do przyjaciół... Do Harry’ego.


            Harry niepewnie wszedł do sali. Kamień spadł mu z serca, gdy zobaczył, jak klatka piersiowa Roberty zakryta zielonym prześcieradłem, unosi się i opada w miarowym tempie.
            Milagros obróciła się na krześle i lekko uśmiechnęła.
           
Jak się czujesz? spytała, kiedy chłopak podszedł bliżej.
           
Chyba podobnie do pani... Tylko ja się wyspałem odparł i położył dłoń na ramieniu pani Blanco. Powinna pani wrócić do domu i odpocząć. Poproszę Louisa, by panią zawiózł – Milagros chciała zaprotestować, kto zajmie się jej córeczką? Harry zdawał się czytać w myślach kobiety. Zostanę przy Robercie. obiecał.
            Sięgnął po telefon i zadzwonił do przyjaciela. Ten po kilku minutach zjawił się w sali, w towarzystwie Eleanor. Tomlinson delikatnie chwycił mamę Roberty za łokieć i wyprowadził z pomieszczenia.
            Gdy drzwi zostały zamknięte, Harry zajął dotychczasowe miejsce Milagros na krześle i niepewnie dotknął dłoń dziewczyny. Po pomieszczeniu rozległo się ciche pukanie i skrzypnięcie otwieranych drzwi. Do sali weszła kobieta z siwymi włosami i przyjaznym uśmiechem przylepionym do twarzy.
            Sprawdziła aparatury, do których była podłączona Roberta, coś zanotowała na kartce.
          
Spróbuj przekazać jej jakieś pozytywne myśli pielęgniarka przerwała panującą ciszę. Pacjenci w tym stanie szybciej wracając do siebie. Gdy się z nimi rozmawia, uśmiecha... Z pewnością masz łady uśmiech, młodzieńcze dodała siostra i cicho niczym zjawa opuściła pomieszczenie.
           
Kocham cię... Harry potarł kciukiem – Kocham cię i nie chce bez ciebie żyć... Wiem, że to pieprzony egoizm, ale bez ciebie nie dam rady, nie zniosę tego wszystkiego... Wróć, proszę. Jest tyle miejsc, które chce z tobą zwiedzić, tyle rzeczy, które chce ci pokazać, tyle słów, które chce ci powiedzieć... – delikatnie bawił się palcami dziewczyny. Jak się obudzisz to zrobię sobie taki sam tatuaż, jak ten co masz pod sercem. Swoją drogą... Co on oznacza? Właśnie! Nauczę się Hiszpańskiego... zrezygnowany westchnął.
              „Egh. Co mam zrobić?”
pomyślał, gładząc poraniony nadgarstek dziewczyny. – Jak to musiało boleć... Czemu zadałaś sobie taki ból? Jeśli to przeze mnie...
             
To nie twoja wina.
            
Nie wmówisz mi, że zacięła się przy goleniu rzucił Styles i aż podskoczył na krześle.
            Roberta niepewnie rozglądała się po sali. Palcami odszukała dłoń Harry’ego, jakby chciała się upewnić, że jest obok. Chłopak zsunął się z krzesła na łóżko.
             
Żyjesz – szepnął, wpatrując się w brązowe, wymęczone tęczówki dziewczyny.
            
Przecież bym cię nie zostawiła – wychrypiała i oblizała spierzchnięte wargi.


            Następnego dnia, policja od godziny przesłuchiwała Robertę. Harry leżał obok i przytulał dziewczynę, jakby chciał ją schronić przed całym złem świata. Milagros zaś siedziała na krześle i trzymała dłoń córki, a Roberta... Roberta opowiadała po raz drugi, co Giovanni jej zrobił. O zastraszeniach, groźbach i w końcu o próbie morderstwa.
           
Gdzie on się ukrywał? Szukaliśmy go po sprawie z Celiną Moller, ale przepadł jak kamień w wodę – odezwał się jeden z policjantów.
            „Kim jest Celina...?”
chciał zapytać Harry, ale uświadomił sobie, że to nie najlepszy czas i miejsce.


            Słońce, takiego strachu mi napędziłaś... od półgodziny wszyscy słuchali wesołej paplaniny Maite. Od czasu do czasu Poncho i Milagros wtrącali zabawne historyjki z życia Roberty. Louis przypominał Sylwestra i oglądanie filmu, a kiedy pojawił się Paul z Liamem i Zaynem „impreza” dopiero się rozkręciła. Każdy miał do przekazania jakąś śmieszną opowieść. A kiedy robili to Tomlinson, Paz czy Martinez wszyscy płakali ze śmiechu. Nikt więc nie zauważył, że Harry, Milagros i Paul wymknęli się z pomieszczenia.
           
Zostawię tu jednego z moich ludzi – zaczął Paul. Nie sądzę, by można było ufać policji.
           
A później zabieram Robertę do Londynu... oznajmił poważnie Styles.
            Blanco i Higgs spojrzeli na siebie zdziwieni.
           
Jeździsz w trasy, masz masę wywiadów, prób, sesji...
           
Roberta się jeszcze uczy – wtrąciła Milagros.
           
W Londynie też są szkoły – uciął Harry.
           
Wyobraź sobie, że kilka dni po powrocie do Londynu, z Robertą, macie taki plan dnia. Wywiad w telewizji śniadaniowej, przymiarka, próba, a wieczorem gala... Jak ona da sobie radę? Paul spojrzał wyczekująco na podopiecznego.
          
Gemma zamieszka z nami, przynajmniej przez pierwsze tygodnie, dopóki Roberta będzie się oswajała z nową sytuacją.
           
Poddaję się! Pani Blanco, co pani o tym myśli? zapytał menadżer.
           
Nie wiem, czy to dobry pomysł.
           
Ze mną Roberta będzie bezpieczna – odparł Hazza, patrząc w oczy kobiecie. Kocham ją...
          
Wiem Harry. Wiem też, że z wzajemnością, ale... Jesteście tacy młodzi. Co jeśli się sobą znudzicie? Jeśli to okaże się tylko młodzieńcza miłość. Szalona i piękna, ale chwilowa?
           
Czy Puchatkowi kiedykolwiek znudził się miód?
           
Nie – westchnęła Milagros i uśmiechnęła się słysząc takie porównanie.  Zdecyduje Roberta.
          
Ale ja jej o tym powiem...Obiecajcie, że nie wyjdziecie wcześniej z tematem zastrzegł Styles.
         
Pamiętaj, że już jutro wracamy.


            Wieczorem kiedy wszyscy udali się do domów Roberta leżała wtulona w Harry’ego. W takich chwilach nic więcej nie było im do szczęścia potrzebne. Oboje siedzieli bez słów. Ciszę przerywały jedynie jeżdżące od czasu do czasu samochody, czy sygnał karetki pędzącej komuś na ratunek.
           
Powinieneś iść się przespać – Roberta podniosła się na łokciu i spojrzała na Harolda.
            
Mogę zostać? uśmiechnął się wesoło chłopak.
            
Pielęgniarki i tak cię wygonią.
           
Mój urok osobisty podziała i na nie – odparł Styles, zawadiacko puszczając oko.
          
Czarujący jak skrzynka pocztowa – rzuciła Roberta.
          
Rozprawimy się jak wyjdziesz ze szpitala.
          
Groźba? A wiesz, że mam pod drzwiami dwóch ochroniarzy?
          
Wiem, że i tak ich nie zawołasz.
          
Panie Davidzie! krzyknęła Roberta, a ochroniarz, którego „pożyczył” Robercie Paul, wszedł do pomieszczenia.
          
Co się dzieje maleńka? uśmiechnął się łysy, wysoki, barczysty mężczyzna o ciemnej karnacji i ciemnych oczach.
           
Chciałam powiedzieć dobranoc no i... przepraszam, że pan tam tak sterczy.
            Pan David zaśmiał się lekko. Miał bardzo przyjemny głos, który nie pasował do jego ciała.
           
Taka moja praca. Zresztą, kiedy moja Raquelle dowiedziała się, że będę ochraniał dziewczynę Harry’ego, zagroziła tylko, że jak coś ci się stanie to inaczej ze mną pogada.
          
Nie dość, że z dala od rodziny to jeszcze własna córka panu grozi –westchnęła Rob.
         
-Poświęcam się dla ciebie – David podszedł i poczochrał włosy dziewczyny, później wyszedł, cicho zamykając drzwi.
          
Widzisz i zawołałam – dumnie odparła Hiszpanka.
          
Tak maleńka... chłopak spoważniał. – Rob... Jest coś, o czym musze... o czym chce ci powiedzieć.
          
Co się dzieje, Harry?
          
Jutro wyjeżdżam. Wracam do Londynu – Harry odchrząknął. – Pojedziesz ze mną?
            Oczy Roberty rozszerzyły się tak, że biel gałek ocznych kontrastowała z czernią tęczówek.
            
- Z tobą? Do Londynu? –dziewczyna potrząsnęła głową.  Ja mam tu rodzinę, przyjaciół, szkołę. Nie mogę...
           
Twoja mama się zgodziła...
           
Oczywiście, że się zgodziła – jęknęła. – Kocha mnie i zgodzi się na wszystko, co dla mnie dobre, ale...
           
Właśnie, co dla ciebie dobre – Harry mocniej przytulił Blanco. Przemyśl to.
           
Też wyleciałabym jutro?
           
Tak... Gemma obiecała, że jeśli zdecydujesz się przylecieć, to zamieszka z nami i będzie pomagać. Gdy wyzdrowiejesz poszłabyś do szkoły, później na studia... W czasie tras przylatywałabyś do nas lub ja do ciebie, kiedy tylko nadarzyłaby się okazja. Mówię to wszystko z czystego egoizmu, który... głos chłopaka załamał się. Który chce mieć cię obok sobie, gdy będę się budził czy zasypiał, gdy będę robił śniadanie czy cokolwiek to tylko dla ciebie, gdy usłyszę coś śmiesznego to tobie chcę to powtórzyć. Chcę ci mówić słowa, jakich jeszcze nigdy nikomu nie mówiłem. Chcę układać dla ciebie piosenki i śpiewać ci, jednak one nie będą w stanie oddać tego, jak bardzo cie kocham... Stałaś się częścią mojego świata, mojego życia, moje serca, moich planów, moich marzeń, moich gestów czy słów... Chce spędzić z tobą resztę mojego życia, by cie chronić i wiedzieć, że kochasz mnie równie żarliwie, jak ja ciebie.
            Roberta nic nie odpowiedziała. Wtuliła się w Harry’ego i pozwoliła łzom spływać po policzkach. Jeszcze nigdy nie usłyszała czegoś tak pięknego. Tak pięknej deklaracji miłości.
Tylko co teraz...?


            Co byś zrobiła na moim miejscu?  zapytała babcię. Dziewczyna rozmawiała z Estefanią przez telefon już kolejną godzinę. Ucho piekło ją od trzymania urządzenia. Palcami bawiła się motylem od Harry’ego.
         
Kochanie, ta decyzja powinna należeć do ciebie. Nikt nie może narzucić ci swojej woli.
          
Wiem, ale co ty byś zrobiła? Roberta powtórzyła pytanie. Jeżeli ktoś może jej pomóc podjąć decyzję to tylko babcia Esperanza. Nikt inny.
          
Kochasz Harry’ego?
          
Babciu...
          
Zadałam pytanie.
            Roberta wzięła głębszy wdech.
          
Tak.
         
Jedź, będziesz z nim bezpieczna


            Harry od kilku minut krążył pod drzwiami Roberty. Policjant Gabriel i ochroniarz David patrzyli na niego znad kart, w które grali i naśmiewali się.
           
Zaanonsować cię? – zapytał David.
           
Nie! krzyknął przerażony tą wizją Harry. Wejdę za chwilkę...
           
Kiedy zrobisz dziurę w podłodze i nie będziesz miał gdzie stać? zagadnął Gabriel.
           
A jeśli ona powie, że nie jedzie? zapytał zdenerwowany Styles i wytarł spocone dłonie o spodnie.
           
Przecież już ją spakowaliście – zaśmiał się ochroniarz, a policjant poszedł w jego ślady.
           
Wygrałem! triumfalnie obwieścił Gabriel.
           
Oszukiwałeś! krzyknął David i zaczęli się przekomarzać.
           
Ale to ja potrzebuję pomocy... westchnął Styles.
           
Czy Roberta chce, czy nie chce i tak pojedzie – rzucił ochroniarz.
            Harry chwile pokrążył pod drzwiami, ponownie wytarł dłonie o spodnie i wszedł do środka.
            Hej Harry! –Lola podbiegła do chłopaka i wtuliła się.
            Siostra Roberty bardzo polubiła Hazzę, mimo że jej angielski nie był rewelacyjny, tak samo, jak hiszpański Stylesa.
           
Hej mała – chłopak odwzajemnił uścisk. – Dzień dobry.
           
Cześć – Milagros uśmiechnęła się szeroko.
            Harry podszedł i usiadł na łóżku. Roberta uśmiechnęła się do niego. Kiedy poczuła jego ciepłą dłoń na swojej, stado motyli w jej wnętrzu poderwało się do lotu.
            Czy była gotowa, by porzucić wszystko i czuć się tak cały czas? Czy da sobie radę w jego świecie?
            Przypomniała sobie, kiedy razem z Maite, Lupitą i Ponchem poszli skoczyć z bungee. Kiedy miała wykonać skok poczuła strach. Powiedziała o tym Maicie, która stała za nią i czekała na swoją kolej. Paz uśmiechnęła się tylko i powiedziała, że stoi przed nią najdzielniejsza dziewczyna w Hiszpanii. Roberta Nic Nie Jest Mi Straszne Blanco.
            Tylko czy to była prawda?
        Roberta spojrzała jak jej mama i siostra usilnie starają się nauczyć Harry’ego hiszpańskiego. Uśmiechnęła się, kiedy źle powtórzył słowo, powodując, że zmieniło swoje znaczenie.
          
A u ciebie Słonko jak zwykle tyle ludzi... uśmiechnęła się starsza pielęgniarka. Wygonić ich?
          
Niee, grzeczni są – Roberta odwzajemniła uśmiech.
          
Tak więc... łykamy leki.
          
Znów tak dużo!? wykrzyknęła.
          
Tylko siedem proszeczków.
          
Teraz zacznie się zabawa – zaśmiała się Lola.
          
Mamoo, weź ją... Przy niej nie połknę!
            Milagros wyszczerzyła zęby w uśmiechu i razem z Lolą opuściła pomieszczenie.
           
A ty nie patrz zagroziła Rob.
            Wygrzebała się z pościeli i powoli podeszła do ściany. Odchyliła głowę w tył i starała się połknąć proszek. Następnie wypiła duszkiem pół szklanki wody, i twierdząc, że chcą ją zabić, sięgnęła po kolejny proszek.
            Harry nie wytrzymał i zaśmiał się.
           
Wyglądasz jak kaczka.
            But Roberty poszybował w jego stronę.
           
Ten musi pani przedzielić na pół. Jest za duży!
       - 
Masz malutkie gardziołko – zaśmiał się Styles, gdy pielęgniarka opuściła pomieszczenie.
            Dziewczyna z politowaniem spojrzała na chłopaka. Podeszła do łóżka, ale nim zdążyła usiąść, Harry pociągnął ją i umieścił między swoimi nogami. Jego dłonie wylądowały na jej biodrach.
           
Zdecydowałaś się? pytanie z trudem przeszło przez ściśnięte gardło.
          
Tak, zdecydowałam Roberta wplątała palce we włosy Harry’ego.
           
Jaką decyzję podjęłaś? wychrypiał.
            „Gdzie ta ślina, kiedy ją potrzebuję, by normalnie mówić?”
jęknął w myślach.
           
Polecę z tobą – trzy proste słowa.
            Teoretycznie proste. Blanco pochyliła się i złożyła delikatny, niczym trzepot skrzydeł motyla, pocałunek na wargach chłopaka. Jego dłonie błądziły po ciele dziewczyny, tak jak wtedy
w Sylwestra.
           
Zostawić was na chwilę i już rozrabiacie – zaśmiała się Eleanor. Harry i Roberta odsunęli się od siebie. – Louis znów chciał uciec, ale zbyt długo leczył guza po ostatnim razie.
         
Przyniosłam proszek – pielęgniarka wróciła z pojemnikiem z przedzielonym lekarstwem.
          
Kwa, kwa – zaśmiał się Styles, a Rob zbladła.

            Nie wiem, jak zniesiesz podróż, dlatego podamy ci proszek nasenny – oznajmił lekarz.
          
Już nie mogę się doczekać zaśmiał się Tomlinson, a Roberta zabiła go spojrzeniem.
           
Twoją kartę przekazałem panu Higgsowi. Dałem również wizytówkę lekarza, który usunie ci pamiątkę po ranach. Nie ma potrzeby byś z nimi żyła. lekarz uśmiechnął się. Widzimy się za godzinę.
            Roberta grzecznie podziękowała doktorowi, a kiedy wyszedł, rozejrzała się po sali. Lola i Louis ganiali się po pomieszczeniu. Nastolatka nie była pewna, kto w tym duecie jest większym dzieckiem. Niall i Maite rozmawiali ściszonymi głosami, siedząc na parapecie okna. Liam, Zayn, Poncho i Juan zawzięcie dyskutowali na temat, którego Roberta niedosłyszała, a w rogu pomieszczenia Milagros i Eleanor zamęczały Lupe nowinkami modowymi.
            Jak ona, Roberta, może opuścić jednych, by być z drugimi? Da radę? Łzy zakręciły się pod powiekami. Będzie trudno. Bardzo.
            Nagle poczuła miękką dłoń Harry’ego ściskającą jej. Uśmiechnął się do niej i wyszeptał, że wszystko będzie dobrze.
            Czy właśnie na tym polega miłość? Że smutek, cierpienie, ból, strach, czy nawet radość i szczęście dzieli się na dwa?
  
            Gdy leki zadziałały, Paul wraz z Harrym, który niósł Robertę na rękach opuścili budynek szpitala i szli w kierunku lotniska helikopterów. Wcześniej Styles warczał na sanitariusza, który chciał przenieś dziewczynę do pojazdu.
          Higgs zajął miejsce obok pilota, helikopter zaczął się unosić, Harry pogładził zaróżowiony policzek Roberty.
          „Kocham cię maleńka”
pomyślał.