14/05/2014

Rozdział 1.

Jak to zawsze na początku:
o wszystkim i o niczym”



Londyn – miasto w południowo-wschodniej części Wielkiej Brytanii, a także stolica tego państwa, licząca ponad osiem milionów ludzi.
Londyn.
Nowe życie.
Nowy  dom.
Postawiłam pierwszą stopę na murawie lotniska. Zaciągnęłam się powietrzem. Nie było tak czyste jak w Polsce, a może tylko ja źle je zapamiętałam? Jeszcze raz głęboko odetchnęłam i ruszyłam przed siebie.
Przyleciałam tutaj do mojej kuzynki. Chociaż chyba nie powinnam jej tak nazywać, bo nie jesteśmy rodziną. Zostałam adoptowana przez jej wujka, jednak pokochałyśmy się, można rzec, iż od pierwszego wejrzenia.
Spojrzałam na roześmianych ludzi wokół. Jedni cieszyli się, że wrócili do domu, inni zaś że wreszcie mogli wyrwać się z domu i odpocząć w tym mieście. Tylko, co w nim takiego cudownego? Może gdybym przyleciała tu pół roku temu...
Bo jeszcze pół roku temu byłam pełną życia nastolatką. Mającą męża i córkę w drodze... Tak. Siedemnastoletnia żona i matka. I nagle... BUM!
Straciłam ich. Bóg mi ich tak po prostu odebrał. Tylko co ja mu takiego zrobiłam? Gdzie popełniłam błąd? Czym go uraziłam, że zabrał mi to, co tak cholernie kochałam?  To, na czym mi tak mocno zależało.
A może Boga nie ma? Może to tylko bajka, żeby małe dzieci były grzeczne, a starsze panie miały co robić wieczorami? Może to tylko bzdura? Może całe życie to tylko bajka, bo i tak nie czeka nas potem dobro? Istnieje tyle teorii, tyle pomysłów, ale jak jest naprawdę?
Po odebraniu bagażu wyszłam z budynku lotniska.
− Cześć, Sara! − krzyknęła Judyta i rzuciła się na mnie.
− No hej – wtuliłam się w jej drobne ciało.
Juda była bardzo niska i szczupła. Jej rozwiane, jasne włosy, opadały kaskadami na okryte jasnym sweterkiem ramiona. Kuzynka zawsze ubierała się dziewczęco: zwiewne sukienki w drobne kwiatki i pastelowe sweterki.
− Jak lot? Jak samopoczucie? Pewnie jesteś zmęczona... Zaraz się położysz i prześpisz. Tylko są pewne komplikacje. Nie zamieszkasz u nas tylko u kuzyna Roberta. Miły chłopak. Mieszka ze swoją dziewczyną i kumplami. Banda wariatów. Na pewno ich polubisz. Pogoda dziś iście Londyńska. Pada i nawet mgła jest. Sara, pamiętasz Roba? − Kuzynka miała w zwyczaju dużo mówić, a mój mózg– rzadko kiedy zdolny do przyswajania informacji w tempie strzelania z karabinu maszynowego– nie zrozumiał nawet połowy z tego, co powiedziała.
− Hello, Rob – obdarzyłam uśmiechem narzeczonego Judy.− Jak to, zamieszkam u kuzyna Roba?− wreszcie dotarło do mnie to, co powiedziała.
Szesić − uśmiechnął się Rob, który wyraźnie był zakłopotany tym, że mówimy po Polsku. 
− No normalnie. U nas jest remont i chwilowo zamieszkasz u nich, ale nie martw się. To mili chłopcy. Danielle też polubisz. Będziesz się fajnie bawić. Strasznie się starali, przygotowali dla Ciebie pokój i w ogóle. − Otworzyła mi drzwi do samochodu, a Rob schował moją walizkę do bagażnika.
− Nie jestem przekonana... − zaczęłam. Wiedziałam jednak, że Judyta nie da mi dokończyć.
− Oj tam, kocie. − Kuzynka wsunęła się na siedzenie obok mnie.− Zobaczysz, będziesz się tam dobrze bawić– powtórzyła.−  Oni są szurnięci, ale mili. Zaprzyjaźnisz się z nimi i nie będziesz chciała się później przeprowadzać do nas − zakończyła. − A teraz... Chcesz się zdrzemnąć? − zagadnęła troskliwie, patrząc na mnie.
− Aż tak źle wyglądam? − zaśmiałam się lekko.
Can you speak English? – zapytał z irytacją Rob, który właśnie odpalał samochód.
Bardzo się zmienił od czasu, kiedy widziałam go ostatni raz. Ciemne włosy były znacznie dłuższe niż dawniej. Czyżby bawił się w rockmana?
Yes, yes, we can, but... − zaczęłam, ale widząc jego spojrzenie w lusterku, przestałam się z nim droczyć. Nienawidził tego. 
− Nie przeszkodzi ci, jak włączę radio? − Przyszły mąż kuzynki odwrócił się i posłał mi przyjazne spojrzenie. 
− Nie, spoko. Z miłą chęcią posłucham tego, co tu lubicie – odpowiedziałam,  przytulając się do Judy.
− Czyli jednak jesteś trochę zmęczona? Spałaś coś w samolocie?− zapytała mnie z troską.
− Spałam cały lot − uśmiechnęłam się. − Ale wiesz, jaka jestem. Mogę spać całe dnie!
− No dobra, dobra. O! To jest piosenka zespołu Liama, kuzyna Roba. Kochanie, weź głośniej, niech Sara posłucha! − Juda zwróciła się do naszego kierowcy.
− Nie słucham disco- polo. A to tym jest. Kurwa, w co wy mnie wpakowaliście?− nie wytrzymałam.
Z kim ja mam, do cholery, mieszkać!? No tak... Na pewno nie będę miała tu spokoju i ciszy. A tak w ogóle, dlaczego oni bez uzgodnienia ze mną planują mi pobyt, miejsce zamieszkania? Mogę spać pod mostem. Może wtedy szybciej dołączę do…
− Ej, ej. Młoda, wyrażaj się! − skarciła mnie Judyta.
− Dobra, dobra... Ja nic nie mówię, ale żeby nie było nieporozumień... − dodałam opryskliwie. Co oni sobie wyobrażają? Mam mieszkać z jakimiś gwiazdkami popu... „Dżizas” westchnęłam. Pozostawię to bez większego komentarza. 
− Sara, uspokój się... Zobaczysz, fajnie będzie− cmoknęła mnie w głowę. Zawsze tak robiła ilekroć byłam zła. To mnie uspokajało. Ale czy w każdym przypadku?
− Dobra, dobra, ale jak mi się nie spodoba to wynajmę pokój w hotelu, a potem do was, okej?
− Zajebiście, że się zgadzasz − uśmiechnęła się Judyta. 
− Wyrażaj się − skarciłam ją. Jednak po chwili i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Pierwszy uśmiech w nowym życiu. „Dobrze jest...”
Jechaliśmy tak jeszcze z jakieś pół godziny. Ja byłam zbyt zmęczona, żeby rozmawiać, więc z zamkniętymi oczami znosiłam dalszą podróż.
− Ej, ej, kocie...− Judyta szturchnęła mnie w ramię. − Dojechaliśmy, wysiadaj − uśmiechnęła się. 
Robert zdążył już wysiąść z samochodu i wyjąć moją walizkę.
− Słuchaj, my musimy lecieć do pracy, bo jak na to nie patrzeć,  mamy pół godziny spóźnienia − zaśmiał się Rob.
− Liam i reszta wiedzą, że przyjedziesz. − Nim się zorientowałam o co chodzi, moja walizka została wciągnięta po schodach pod drzwi.− To my lecimy. Juda cmoknęła powietrze i odjechali z piskiem opon.
− No kurwa mać! Ale mnie zrobili... Pozbyli się jak szczeniaka... KURWA! − Weszłam po schodach i kopnęłam z całej siły walizkę, aż z hukiem sturlała się w dół.
− Kurwa mać! Cholera by to wzięła. − Usiadłam na schodach i schowałam twarz w dłonie. „1,2,3,4,5,6...” Liczenie podobno uspokaja... „No właśnie... Podobno...” jęknęłam w duszy.
− Ty musisz być Sara? − Ktoś dotknął mojego ramienia. Lekko drgnęłam.
− No tak, a ty... ?
− Liam. Coś się stało? Słyszałem jak coś spadło po schodach, no i jakieś głosy. − Truchtem zbiegł po schodach i wrócił z moją walizką.− Wejdź do środka, bo pogoda dziś paskudna. − Otworzył mi drzwi i puścił przodem. Sam wniósł walizkę do przedpokoju.  − Danielle! Sara już przyjechała − krzyknął w głąb mieszkania. − Chodź dalej. Zaraz poznasz Dan. I chłopaków. Znaczy... Nie wszystkich, bo dwójki nie ma, ale część jest. 
− Okej − wzięłam głęboki wdech i poszłam w stronę, którą wskazał mi Liam.
− Siadaj − uśmiechnął się. − I opowiadaj, jak ci się leciało.
− Nie wiem − uśmiechnęłam się, siadając naprzeciw niego na wielkiej sofie. Cały dom urządzony był z przepychem.− Cały lot przespałam, więc chyba dobrze. Mówiłeś, że dwóch twoich kolegów wyszło. To ilu was jest?
− Pięciu, no i Danielle. Dwóch poszło po resztę rzeczy do twojego pokoju. Nie ja go urządzałem, więc... Jeśli coś się nie spodoba, to zażalenia do Harry' ego i Zayna − zaśmiał się Liam.
− Nie jestem wybredna, ale wolałabym go sama urządzić − uśmiechnęłam się.− Nie sądzę, by Harry i Zac, tak? Mieli podobny gust.
− Zayn. No może racja. Znaczy... Może z Zaynem się dogadasz...− zakcentował imię „Zayn”. Pierwsze faux pas za mną.
Nagle usłyszeliśmy stukot stóp na schodach. Stanęło przede mną dwóch chłopaków. Jeden w bluzce w paski, zielonych spodniach, z fryzurą jakoby dopiero wstał. Drugi- blondyn- był mniej wyjściowo ubrany. Miał na sobie zwykłą koszulkę i jeansy. 
− To jest Louis i Niall. A to jest Sara. Będzie z nami mieszkać –  dokonał prezentacji Liam. –A gdzie Dan?
− Jestem, jestem! − krzyknęła dziewczyna, zbiegając po schodach. Podeszła do mnie i pocałowała w policzek na przywitanie. „Okeeej.” Przyjrzałam się dziewczynie. Burza loków ozdabiała jej głowę. Aż dziw, że nie upadła pod ciężarem włosów. − Jestem Danielle. Możesz się do mnie zwracać w tym domu wariatów. Jak coś by się działo... To ja jestem i z chęcią pomogę i pogadam, bo tu sama z nimi już wariowałam− zaśmiała się lekko. 
− Dzięki, dzięki. Też cię kocham − odezwał się pasiasty, na co Danielle odpowiedziała buziakiem przesłanym w powietrzu.
− Zabieram Sarę do jej pokoju. Niech się prześpi. A może coś zjesz? − zapytała Dan. To była ta dziewczyna Liama? Serio? Oni w ogóle do siebie nie pasują. Chyba...
− Nie, nie jestem głodna. Ale z miłą chęcią się prześpię. 
− Ale Zayn i Harry zabronili tam wchodzić... − zaczął blondyn. Serio zaczynam się bać tego pokoju...
− Hm, dobra. To Sara prześpi się u nas. Lou weź zanieś do jej pokoju walizkę, a ja zaprowadzę ją do naszej sypialni − uśmiechnęła się. I wszystko wyjaśnione. „Jak fajnie.” W tym sam momencie wstałyśmy i ruszyłyśmy schodami na pierwsze piętro.
− Chłopcy są nawet spoko. Lou będzie cię zawsze rozśmieszał. Do Liama możesz iść jak będziesz chciała pogadać. Niall podzieli się jedzeniem, o ile to coś, co kocha. Na Harry'ego uważaj... On jest skory do romansów. No i Zayn... Rzuca palenie, więc jeśli palisz, to się nie ujawniaj. No i on też cię wysłucha− uśmiechnęła się.
Prezentacja dokonana. „ Pff, żebym ja jeszcze chciała wdawać się w romanse czy w przyjaźnie. Sorry, pas.” Może jednak... Przecież cię nie zjedzą... „Zjedzą, nie zjedzą. Nie zaufam znów.” Lepiej być samotnym?  „W moim przypadku tak.”  Zmienisz zdanie, kochanie. „Och, zamknij się!” ucięłam pogawędkę z samą sobą.
− Jesteś młoda i śliczna. No i silna. A my będziemy cię wspierać i pomagać, najlepiej jak umiemy... − uśmiechnęła się, jakby czytając mi w myślach.
„Teraz czarów ci się zachciało? Oj, źle z tobą, źle...” Zamknij się...
− Dziękuję − odpowiedziałam i przytuliłam się. Nigdy nie znałam kogoś takiego, jak ona. Tak ciepłego i szczerego. Może jednak...? „A nie mówiłam!”
− A więc... − zaśmiała się. − Tam jest twoja sypialnia, obok Zayna, a na przeciw Harry'ego. Tam Lou. Tu Nialla. A tu moja i Liama. U nas jesteś zawsze mile widziana. − Otworzyła drzwi i puściła mnie przodem.− Prześpij się. Dobrze ci to zrobi. A jak wstaniesz to zjesz coś.
Zdjęłam skórę i glany. Następnie położyłam się na dużym łóżku. Przykryłam się kocem i zamknęłam oczy. To był błąd... Ujrzałam twarz Daniela... Mojego Daniela, miłości mojego życia.
− Co zrobiłam nie tak, że Bóg mi cię odebrał? –wyszeptałam i rozpłakałam się.
Zmęczona płaczem, zasnęłam.

~*~

Pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu, to zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Jak na śpiocha przystało, spodziewałam się, iż przespałam kilka godzin, a tu... Niecała godzina.
Założyłam buty i zeszłam na dół. W salonie Danielle, Liam, Louis i Niall oglądali coś w telewizji. Tamtych dwóch dalej nie było.
Skorzystałam z okazji i szybko wyszłam na dwór. Pogoda była koszmarna. Chyba zbierało się na deszcz, a w powietrzu unosiła się gęsta mgła, która utrudniała widoczność. W kieszeni skóry było coś, czego potrzebowałam. Nawyk ze starego życia − palenie. Wyjęłam z paczki jednego szluga i włożyłam do ust. Koniuszek podpaliłam i mocno się zaciągnęłam. Tego było mi trzeba. Od wypadku wypaliłam... Brakowało mi tego cholernie. Aż wstyd się przyznać bo palę od trzech lat... Patologia, co? „Phi, a czego się spodziewałaś?” Dobra już, w każdym razie, kiedy skończyłam fajkę, weszłam do domu.
− Hej − uśmiechnęłam się lekko. 
− No wreszcie wsta… − Liam urwał w połowie słowa.− Paliłaś? − rzucił gniewnie. What, what?
− No i? To, że tu jestem, nie znaczy, że będę udawała kogoś kim nie jestem− uśmiechnęłam się słodko.− Wcale się nie prosiłam, żeby u was zamieszkać. Zresztą... Za kogo ty się uważasz? Mam tu tylko zamieszkać na pewien czas, więc nie utrudniaj mi tego! Co cię obchodzi czy palę, czy nie.
− Palenie jest niezdrowe – zaczął, ale w tej samej chwili zmieszał się.
− Ty nie masz nerki i nie powinieneś pić... – wtrącił Louis.
− A jak ona będzie żyła bez płuca? Jezu...– jęknął.− Posłuchaj mnie. Nie chce ci nic nakazywać, zabraniać ani nic... Po prostu...− Zmieszał się i jakby... Powstrzymał z krzyczeniem na moją grzeczną osóbkę. „Bez jaj.” − Po prostu Zayn rzuca palenie i wolałbym, wolelibyśmy, żeby nie wiedział, że ty palisz− wypuścił powietrze i spojrzał na gromadę chichoczącą za nim. 
− Dobrze. Obiecuję, że w jego obecności nie będę palić, tato− prychnęłam, a Louis kiwnął, żebym usiadła obok niego i Nialla.
− On zawsze taki? – wyszeptałam.
− Przyzwyczaisz się uśmiechnął się.   Tylko serio, nie pal przy Zaynie. Masz balkon obok niego, więc... Uważaj.
− Dobra, dobra – powiedziałam. I tak będę. „Oj Sara, Sara, źle się to dla ciebie skończy...”
Zaczęłam oglądać z nimi jakąś głupowatą komedię. Po jakimś czasie do domu wbiegło podwójne coś...  Bo nie umiałam określić tego jako normalne stworzenie Boga. Jeden z kolesi miał koszulkę z Guns'N Roses i pasemko na ciemnych włosach. Drugi... Totalne przeciwieństwo. Loki, koszula, muszka i marynarka. Serio?
− O, widzę, że już mamy gościa − uśmiechnął się lokowaty.− Jestem Harry Styles. – Nachylił się i pocałował mnie w dłoń. Poczułam jego zapach. Miał strasznie silne perfumy. Zemdleję...
− Zayn − uśmiechnął się ten z pasemkiem.
− Sara − powiedziałam obojętnie.
− Koleżanka nie ma humoru − wytłumaczył Liam. 
− Cieszmy się, że tatuś ma− warknęłam.
− Spokojnie. Chłopaki, chodźmy skończyć ten pokój, a Sara zostanie z Niallem i Lou − rozkazała Danielle. − Liam?
− Yyy, ja zostanę tu. Poznam Sarę− uśmiechnął się Harry.
− No okej. Liam, Zayn idziemy! − chłopaki poszli za nią na górę. 
− Więc... Przyleciałaś tu z Polski?− zapytał Harry.
− Skoro wiesz, to po co się pytasz? – Nienawidzę kiedy ktoś stwierdza oczywiste rzeczy. „Taaa, a powiedz, co lubisz?”  Em... „Godzinę później...” zaśmiał się sarkastyczny głos w mojej głowie.
− Chciałem tylko zacząć rozmowę − wytłumaczył się.
− To ja pójdę po coś do jedzenia − wtrącił Niall i wyszedł. 
Zostałam sama z Louisem i Harry'm. Zapanowała cisza, która dla mnie była czymś cudownym. Nareszcie zamilkli. Niezbyt długo się nią nacieszyłam.
No ale opowiedz coś o sobie. Dlaczego tu przyleciałaś? − Znów odezwał się cudowny Harry. Coś czuję, że zabiję go, nim się tu zadomowię.
− Hazza − szturchnął go Louis.− Mieliśmy o to nie pytać− niby szepnął, ale mój dobry słuch to wychwycił. 
− Kto wam powiedział, żebyście nie pytali?− Tym razem to ja zadałam pytanie. Zmiana ról? „Bez jaj...”
− Judy i Rob kazali nam się nie pytać o powód twojej wizyty. Powiedzieli, że jak zechcesz, to sama nam opowiesz− wytłumaczył Louis.
− No właśnie. Jak zechcę − Harry nabrał powietrza, żeby coś powiedzieć – I nie chcę− uprzedziłam jego pytanie. 
− Może być popcorn i cola ? − zapytał Niall, wchodząc do salonu. 
− Może − uśmiechnął się Louis. 
Blondyn wrócił i usiadł obok mnie. Zaczęłam z nim rozmawiać. Śmieszny się wydał. Pasiasty zresztą reż. Po chwili chłopaki postanowili wrócić do oglądania telewizji, a mnie znów zaczął nużyć sen. Powieki zaczęły mi opadać i opadać. Szybko zapanowałam nad tym i podniosłam się.
− Gdzie idziesz?– zagadnął Lou.
− Pójdę sprawdzić, co z moim pokojem– odpowiedziałam i odeszłam.
Schodami w górę i... Które to miały być drzwi?
Pierwsza próba – błąd. Druga... Hurra!
− Hej – odezwałam się i weszłam w głąb pokoju.
− Powinnaś się cieszyć, że raczej mój styl tu przeważył, a nie Harry’ego – zaśmiał się mulat. Hm, jakby nie patrzeć, to jest przystojny. „Amerykę odkryłaś...” Znowu ty? „Nie dam ci spokoju, kochanie... Ogólnie są uroczy, nie zauważyłaś?” Milcz!
− No to dziękuję. − Stanęłam obok Danielle. Razem z Liamem podziwiali zakończone prace.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Całe było urządzone w ciemnych kolorach, gdzieniegdzie przełamanymi zielonymi wstawkami. „Całkiem fajnie...”
− Teraz tylko rozpakujesz walizkę i... Czuj się jak u siebie – Liam spojrzał na mnie z troską w oczach.
− Ok, zadanie wykonane, więc się zmywamy – stwierdził Zayn i przepuścił w drzwiach zakochaną parę, a następnie poszedł w ich ślady.
Zostałam sama... „Przecież tego chciałaś!”  Wiem, ale... Nie, nic.
Odnalazłam w walizce ubranie nadające się do snu, wzięłam prysznic i ułożyłam się na łóżku. Momentalnie zasnęłam.

05/05/2014

Prolog.


Przeszła przez szklane drzwi i znalazła się na warszawskim lotnisku. Jej ostatnie minuty w Polsce, ostatnie sekundy w rodzinnym kraju. Wszystko, co mogła stracić, już straciła- rodziców, dzieciństwo, męża, córkę.
Chciała zacząć nowe życie, ale na pewno nie w Polsce. Tu miała za dużo wspomnień. Tu było za dużo marzeń. Za dużo niespełnionych marzeń.
Miała tylko 17 lat, a w życiu spotkało ją już tyle cierpienia, tyle rozczarowania. Tyle razy zawiodła się na ludziach, którym ufała, których kochała.
Podała bilet uśmiechniętej kobiecie i zaczęła iść w stronę samolotu. Zajęła swoje miejsce i smętnym wzrokiem wyjrzała przez okno.
− Coś się stało? Boi się pani latać?− zapytał pilot, który, nie wiadomo kiedy, znalazł się obok niej.
Dziewczyna uniosła na niego czarne oczy, z których można było odczytać smutek i rozpacz.
− Nie, ja się po prostu  żegnam... Żegnam się z Polską − odpowiedziała cicho.
− Rozumiem... Jakby coś się stało, jakby chciała pani porozmawiać, to proszę dać znać − powiedział, szukając czegoś w  marynarce.− Razem ze mną miała lecieć moja córka. Dwa miesiące temu zginęła razem z chłopakiem w wypadku− pilot podał dziewczynie bransoletkę z ozdobnym napisem „Fight for a dream”.− To była jej szczęśliwa bransoletka. Weź ją. Walcz o marzenia. Eliza walczyła. Zawsze. Mimo, że przyniosły jej śmierć. Ty musisz o nie walczyć. Jesteś taka młoda. Całe życie przed tobą. Nie zmarnuj tego. 
Może łza naprawdę spłynęła po jego policzku, może dziewczynie się tylko wydało. W każdym bądź razie pilot zniknął tak szybko, jak się pojawił. Szkoda, że dziewczyna nie mogła tak zrobić z pamięcią o swoim dawnym życiu... 
Sprawić, by zniknęła. 


`
Ponieważ jestem trochę zmęczona Worthem, postanowiłam więc pokazać Wam inną historię, która zrodziła się w mojej głowie. ;) Jak możecie zauważyć nowe opowiadanie ma tytuł "She's (not) afraid." Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu tak jak "What you're worth?".
Uprzedzam pytania, wrócę jeszcze do historii Roberty i Harry'ego, ale w obecnej chwili nie wiem jak ubrać w słowa całą moją fabułę i to, co wymyśliłam dla bohaterów. Kryzys migającego kursora mnie dopadł. 
Mam jeszcze masę zaległości u Was, więc sukcesywnie je nadrabiam. ;) I hope, iż nie macie mi tego za złe... ;*
Dajcie znać, czy chcecie czytać o Sarze, gdyż tak nazywa się główna bohaterka tego opowiadania, czy daje Was informować. ;)
Pozdrawiam i przepraszam, za tak długą nieobecność!
Love,
reasontobe.